Tytuł: „Miasto szkła”
Autorka: Cassandra Clare
Liczba stron: 526
Wydawca: MAG
Postanowiłam,
że z „Miastem szkła” nie popełnię tych samych błędów, co z „Miastem kości”, a
tym bardziej „Miastem popiołów”. Jak już mam dać ostatnią szansę, niech będzie
raz a porządnie. Tak więc zaczęłam czytać trzecią część tuż po drugiej i nie
wychodziłam z łóżka, póki nie przeczytałam słusznej porcji tekstu. I chyba tym
razem się udało.
Po
tym, jak Clary dowiedziała się, że szansa na obudzenie jej matki znajduje się w
Idrisie- ojczystej krainie Nocnych Łowców, postanawia dotrzeć tam bez względu
na wszystko. Poza tym, to najlepsze miejsce, by w końcu poznać całą historię,
poznać świat mitycznych wojowników i ich demonicznych wrogów, a także
doprowadzić sprawy z Darami Anioła do końca- choć na tym zależy akurat tej
drugiej stronie.
No
i okazało się, że sposób czytania może być kluczowy, bo „Miasto szkła”
pochłonęłam niemal w jeden dzień i szczerze mnie ta część zainteresowała. Chyba
że po prostu warsztat pisarski Clare znacząco wzrósł po „Mieście popiołów” albo
autorka od początku miała dobry pomysł na ostatnią część, a niekoniecznie na
dwie poprzednie. Niemniej jednak po lekturze trzeciej części zaczęłam w końcu
czuć, dlaczego Dary Anioła spotkały się z taką sympatią, a nawet sama zaczęłam
taką pałać do tej serii.
Niemniej
jednak w „Mieście szkła” powtarza mankament z poprzednich części, a mianowicie
sposób budowania świata. Sam pomysł na uniwersum- bo już tak można o tym
świecie mówić, biorąc pod uwagę ilość serii z tego świata- jest bardzo ciekawy.
Fantastyczne rasy pozostające ze sobą w konflikcie, całkiem nowy „gatunek”
wojowników wywodzących się od samych aniołów ubranych w seksowne skóry, do tego
serce Nowego Jorku- to nie mogło się nie udać. Clare postanowiła jednak stworzyć
tak zawiłą fabułę, wpleść w nią tysiące zwrotów akcji, podać czytelnikowi masę
szczegółów dotyczącą historii, mitologii, tradycji i innych dziedzin z
podziemnego świata, że nie udało jej się tego wszystkiego ogarnąć na tyle, by
czytać tę serię ze spokojną głową i sercem. Ostatecznie fabuła przypomina
momentami tę z brazylijskiej telenoweli, zwroty akcji wydają się być wstawione
na siłę, nierzadko bez wyjaśnienia, przez co odbierałam je jako nielogiczne, a
całość Clare tłumaczy w sposób najbardziej prymitywny, czyli chamską
retrospekcją zajmującą cały rozdział, po której i tak w całą sytuację trudno
uwierzyć i ogarnąć temat. Pozostaje wszystko przyjmować na wiarę i liczyć na
to, że na kolejnych stronach dostanie się bardziej konkretne informacje. Wychodzi
to trochę niezdarnie i tylko bohaterowie, których rzeczywiście można polubić,
potrafią przyćmić ten niesmak i dźwignąć historią. Biorąc jednak pod uwagę
fakt, że pierwotnie na „Mieście szkła” seria Darów Anioła miała się skończyć,
nie mogę takiego błędu przeoczyć. Dlatego może to i lepiej, że seria została
rozbudowana o kolejne tomy i nowe cykle.
„Miasto
szkła” nie mogło lepiej wykorzystać danej szansy. Wróciła mi chęć kontynuowania
przygody z twórczością Cassandry Clare, która jak na razie zamyka się w świecie
Nocnych Łowców. Teraz czas na „Mechanicznego anioła”, bo jak już wróciłam na
dobrą drogę, to warto zrobić to bez spoilerowo, jak na fana „Darów Anioła”
przystało.
Ogólnie byłam do tej serii negatywnie nastawiona, do czasu, aż w telewizji obejrzałam fragment ekranizacji. Bardzo spodobał mi się przede wszystkim klimat i mam cichą nadzieję, że autorce również to się udało.
OdpowiedzUsuń