Tytuł:”Czas żniw”
Autor: Samantha Shannon
Liczba stron: 513
Wydawca: Sine Qua Non
Naprawdę
żałuję, że tak późno podchodzę do recenzji akurat tej książki. Z drugiej strony
może to i dobrze, bo gdyby nie te wszystkie emocje, szczegóły dotyczące samej
fabuły, uczucia do bohaterów itd., które do tej pory zdążyły już się zatrzeć i
stracić na sile, zapewne ta recenzja jeszcze długo nie miałaby końca. I tak (znowu) wyszło, że tyle mam do powiedzenia, a co by było, gdyby… Strach się bać!
Rok
2059. Sajon Londyn- prawdopodobnie najbezpieczniejsze miejsce na świecie. To
właśnie w tym mieście społeczeństwo jest wyjątkowo dobrze chronione przed
wszelkiej maści jasnowidzami, zarazą współczesnego świata. Bycie tu jasnowidzem
wiąże się bezpośrednio ze śmiercią. Jednym z nich jest dziewiętnastoletnia
Paige Mahoney, członkini jednego z gangów jasnowidzów w cytadeli. Przez wiele
lat udawało jej się skutecznie uciekać przed wymiarem sprawiedliwością za
największą zbrodnię- bycie innym, istnienie. Jednak pewnej nocy i ona zostaje
złapana. Zamiast jednak trafić na stryczek zostaje przetransportowana do
tajemniczej kolonii karnej, Szeolu I, dawnego Oksfordu. Tam pod dowództwem
przybyłej z zaświatów rasy Refaitów ma szkolić swoje zdolności, by chronić
swoich nowych panów przed tajemniczymi Emmitami- stworami żywiącymi się ludzkim mięsem. Szybko okazuje się, że Sajon
nie jest najgorszym miejscem na świecie, do jakiego mogą trafić ludzie pokroju
Paige.