Tytuł: „Miasto popiołów”
Autorka: Cassandra Clare
Liczba stron: 528
Wydawca: MAG
Gdy trzy lata temu sięgnęłam po „Miasto kości”, świat
Nocnych Łowców nie oczarował mnie na tyle, by od razu sięgać po kolejne tomy,
ale obiecałam sobie, że prędzej czy później do serii wrócę. I tak się stało na
początku tego roku, gdy zdobyłam kolejne dwa tomy. Uznałam więc, że najwyższy
czas odświeżyć sobie pierwszy tom Darów Anioła i dać serii drugą szansę.
Świat Clary w jednym momencie wywrócił się do góry
nogami… i to nie raz. Musi zostawić swoje dotychczasowe życie nowojorskiej
jedynaczki samotnie wychowywanej przez matkę i zmierzyć się ze swoim
prawdziwym, choć poznanym zbyt późno, życiem. Teraz należy do nadludzkiej rasy
wojowników walczących z siłami zła, widzi fantastyczne stwory, a co
najtrudniejsze, musi pogodzić się z uczuciami, którymi darzy swojego brata, a
które zdecydowanie nie ograniczają się do braterskiej miłości. Sprawy
komplikuje oczywiście również Valentine, który nie zwalnia ze swoimi planami
naprawienia społeczności Nocnych Łowców i całego magicznego podziemia.
Za każdym razem, gdy natrafiałam na opinię, że
„Miasto kości” wcale nie jest tak fenomenalne, pojawiał się komentarz, że
pierwsza część serii jest najgorsza i całość rozkręca się dopiero później.
Pomyślałam sobie: „Spoko, będzie dobrze, jeszcze się do tej serii przekonam,
druga część podobno ma być o wiele lepsza”. No i… nic. „Miasto popiołów” jest
dla mnie znacznie mniej angażująca i spójna, a całość po raz kolejny zlało mi
się w jedną niewyraźną plamę.
Przyznaję,
znowu popełniłam ten błąd i przeciągnęłam lekturę niemiłosiernie długo, książka
czekała na mnie zaczęta od wiosny, więc siłą rzeczy coś mi umknęło. Najgorsze
jest jednak to, że w czasie tych kilku wolnych chwil wcale nie ciągnęło mnie do
kończenia tej historii, a gdy zaczynałam ją w końcu czytać, mogłam przebrnąć
przez jeden, maksymalnie dwa rozdziały na raz, a później albo odkładałam
książkę, albo po prostu przysypiałam. Nieważne, ile razy zaczynałabym czytać,
za nic nie mogłam się wbić w fabułę. Nie kojarzę żadnych przełomowych momentów,
a tym bardziej wydarzeń, które do nich doprowadziły, aż do punktu
kulminacyjnego, który prawdopodobnie zapadł mi w pamięć właśnie dlatego, że
porządnie przysiadłam do lektury i skończyłam tę jedną trzecią powieści
ciągiem. „Miasto popiołów” było dla mnie niczym filer w serialu anime: można
obejrzeć taki odcinek, ale pominięcie go nie zmienia odbioru całości.
Natomiast
punkt kulminacyjny przyszedł tak szybko, że nawet nie mogłam porządnie ułożyć
wszystkiego w głowie i przygotować się na koniec. Wydaje mi się, że Clare
wydając „Miasto popiołów” miała jeszcze bardzo duże braki i nie potrafiła
stworzyć ciekawej, a przy okazji logicznej i uporządkowanej fabuły, której
tempo się nie rwie przez całą powieść. bo książka jest bardzo nierówna i tych
braków nie przysłaniają nawet przebłyski humoru, z którego seria słynie.
Mimo
wszystko zaczęłam zżywać się z głównymi bohaterami. Nie wiem, dlaczego, ale
naprawdę kibicowałam Clary, Jace’owi, Isabelle, Alecowi i Simonowi i z niecierpliwością
czekałam na to, jak potoczą się ich losy. Gdybym miała kontynuować serię, to
tylko po to, by dowiedzieć się, co ostatecznie im się przytrafi i jak skończy
się ich historia. Walić rozgrywki polityczne i fantastyczny świat, czytałabym o tych bohaterach nawet w młodzieżówce.
„Miasto
popiołów” nie zachęciło mnie ani do kontynuowania serii, ani do lektury innych
książek Clare. Postanowiłam dać Darom Anioła jeszcze jedną szansę. Jeśli
„Miasto szkła” jako zakończenie oryginalnej trylogii do mnie nie przemówi, nie
zamierzam na siłę wpychać się do świata Nocnych Łowców, w którym najwyraźniej
mnie nie chcą. Wszystko w rękach trzeciego tomu. Na razie twórczość Cassandry
Clare musi zostać w kategorii „meh”.
A ja bardzo lubię tę serię i porwała mnie od pierwszego tomu kreacją świata i bohaterów. Z tego co jednak zauważyłam po recenzjach należy do tych, które się kocha lub wprost przeciwnie.
OdpowiedzUsuńDla mnie "Miasto kości" było początkiem takim w sam razD, tym bardziej drugą część mnie zawiodła . Ale po cichu mogę też przyznać, że trzeci tom ratuje sytuację. :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie przekonywała mnie ta seria, jednak ostatnio w telewizji puścili ekranizację "Miasta kości" i coś mnie w tym całym świecie zauroczyło. Teraz mam w planach przeczytanie pierwszej części, a co do kolejnych to się jeszcze zastanowię.
OdpowiedzUsuń