Tytuł: „Silver. Pierwsza
księga snów”
Autorka: Kerstin Gier
Liczba stron: 415
Wydawca: Media Rodzina
Od momentu, gdy zakochałam się w Trylogii Czasu
Kerstin Gier, minął mniej więcej rok. A ja dalej lubię sobie przeglądać te
książki, oglądać filmy albo słuchać ścieżek dźwiękowych. Uznałam jednak, że
przesadą byłoby czytać serię jeszcze raz po tak krótkim czasie, zwłaszcza że
tyle innych powieści czeka na swoją kolej. A poza tym, mam w zanadrzu inną
serię tej autorki, może warto byłoby spróbować?
Liv nie wierzy w horoskopy i wróżby, za to zawsze
lubiła sny. Jej zainteresowanie nimi znacznie wzrosło po przeprowadzce do
Londynu, kiedy to stają się one jeszcze bardziej niezwykłe: tajemniczy korytarz
z mnóstwem drzwi, między innymi takimi zielonymi z gałką w kształcie
jaszczurki, miejsca, których nigdy nie odważyłaby się odwiedzić, zwłaszcza nocą
i czterech nieziemsko przystojnych chłopców, którzy okazują się być jej
kolegami ze szkoły. Co lepsze, okazuje się, że wiedzą oni o Liv zbyt wiele.
Chyba że sny nie są tylko wybujałą fantazją dziewczyny.
Od „Pierwszej księgi snów” dostałam dokładnie to,
czego spodziewałam się po twórczości Kerstin Gier: słodkiej, przyjemnej, lekko
zwariowane i tajemniczej historii z zabawnymi postaciami i wyszczekaną
narratorką. Jednocześnie mnie to satysfakcjonuje, z drugiej strony jestem
trochę nieukontentowana. Dodatkowo przyzywanie demonów i świadome sny o wiele
mniej do mnie trafiły niż podróże w czasie, teorie spiskowe i loże masońskie.
Dlatego przykro mi, ale „Pierwsza księga snów” ma jeszcze bardzo dużo do
nadrobienia, żeby chociaż dorównać Trylogii Czasu.
Jednocześnie „Silver” jest jeszcze bardziej
młodzieżowa niż poprzednia seria autorki- o ile w ogóle się da. Elementy
fantastyczne są tak delikatne i niepozorne, że gdyby delikatnie zmienić powieść
albo po prostu na chama wyciąć z niej wszystkie magiczne fragmenty, książka
nadal tworzyłaby zgrabną, bardzo młodzieżową całość. W połączeniu z bardzo
bezpośrednią narracją i dużą ilością żartów i postaciami, które może nie są
najbardziej kunsztownymi charakterami na świecie, ale bardzo łatwo zyskują
sympatię u czytelnika, historia mogłaby być wyjęta żywcem z fabuły
amerykańskich seriali typu „The Gossip Girl”.
Pod koniec książki oczywiście wszystko nabiera tempa,
zarówno wątek fantastyczny, jak i młodzieżowy, co czyta się bardzo fajnie, a
jednocześnie bardzo szybko. Aż szkoda, że to wszystko tak pędzi. Jest to jednak bardzo dobra wróżba dla
kolejnych części, które zapowiadają się co najmniej równie ekscytująco.
Jednocześnie muszę przyznać, że zakończenie „Silver” wydaje się być
zdecydowanie lepiej zaplanowane, niż to z „Czerwieni rubinu” czy „Błękitu
szafiru”. W tym przypadku wszystko jest bardziej ułożone, a klamra zamykająca
historię pierwszego tomu dużo wyraźniejsza, czego zdecydowanie brakowało przy
pierwszych dwóch częściach Trylogii Czasu. Wydaje mi się, że dzięki temu o
wiele łatwiej będzie się wbić w kolejne części po dłuższej przerwie. Zobaczymy,
czy moje przypuszczenia okażą się trafne.
Byłam gotowa na kupienie całe serii choćby dla samej
cudownej oprawy, dlatego cieszę się, że za tą piękną buźką kryje się całkiem
przyjemna i angażująca historia. „Silver. Pierwsza księga snów” to porządna
dawka dobrej energii, miłych bohaterów uwikłanych w ciekawą, chociaż bardzo
prostą historię. Dla mnie może za prosta i za mało fantastyczną, ale sądzę, że
całość dopiero zaczyna nabierać tempa. Połączenie „Incepcji”, „Plotkary” z
czarną mszą i tabliczką OUIJA sprawia, że wręcz nie mogę się doczekać momentu,
gdy po raz kolejny przejdę przez zielone drzwi z klamką w kształcie jaszczurki.
Twórczość tej autorki jeszcze przede mną. Zachęcające są coraz to mnogie pozytywne recenzje jej dzieł. Możliwe, że zacznę od "Silver", bo wydaje mi się być dość dziwaczna.
OdpowiedzUsuńGier ma w swoim stylu to coś, co sprawia, że przez jej książki po prostu się płynie. A to już od nas zależy, czy dlatego, że wciągniemy się w historię, czy po prostu jest to za łatwa literatura.
Usuń