12:00

Miłość w rytmie Mozarta... Nicholas Sparks "Ostatnia piosenka"

Tytuł: „Ostatnia piosenka”
Autor: Nicolas Sparks
Liczba stron: 445
Wydawca: Albatros

                Aż się zdziwiłam, podchodząc do półki w celu znalezienia książek do Bookathonu, że nie posiadam książek o wakacyjnej miłości. Co prawda znalazłoby się dużo romansów, których akcja rozgrywała się między innymi latem, ale takich stricte wakacyjnych… zero. Niemal zero, bo znalazła się w końcu „Ostatnia piosenka”, o której na śmierć zapomniałam. Uznałam to za znak, że czas najwyższy wziąć się za Nicholasa Sparksa, bo aż wstyd przyznać, że nic z jego prozy nie czytałam.


                Siedemnastoletnia Ronnie zostaje zmuszona do spędzenia całego lata u ojca, z którym unikała jakiegokolwiek kontaktu od przeszło trzech lat. Przypadek sprawia, że Ronnie spotyka na plaży Willa. To, co zapowiadało się jako najgorsze wakacje życia, zmienia się prawdopodobnie w najcenniejszy i najbogatszy w przeżycia czas.

                Myślałam, że po obejrzeniu filmu kilka lat temu, na którym wyryczałam się dość, powieść nie zrobi na mnie aż takiego wrażenia. Tymczasem wzruszyłam się i to nie raz. Taka tematyka najwidoczniej mnie rusza. Porównując książkę z ostatnimi wyciskaczami łez, mogę powiedzieć, że oczy spociły mi się bardziej, niż na książce i filmie „Zanim się pojawiłeś” razem wziętych.

                Nie mogę nie wspomnieć, o czymś, co podkreślam zawsze, kiedy tylko mogę, czyli narracji. Tutaj znowu jest ona prowadzona z kilku perspektyw, w dodatku w trzeciej osobie, co zawsze jest u mnie na plus. Zabrakło mi spojrzenia Jonah, ponieważ każda historia widziana oczami dziecka zyskuje, a w tym przypadku chłopiec mógłby dużo opowiedzieć, nawet jeśli większość ze spostrzeżeń byłaby o skrytkach na ciastka.


                Sama historia miłosna wydaje mi się odrobinę naciągana. Nie mogę uwierzyć, że uczucie może się zrodzić po paru spotkaniach. Cóż, chyba powinnam odpuścić sobie historie o wakacyjnych romansach. Zdecydowanie wolę czytać o powoli rodzącym się uczuciu, zwłaszcza między bohaterami, których teoretycznie wszystko różni. A tacy są Ronnie i Will. Początek ich znajomości więc mnie nie zachwycił, ale gdy  historia zaczęła nabierać tempa, nie przeszkadzało mi to tak  bardzo.


                Kilka słów o pożarze kościoła. W sumie trochę dziwne, że wątek, który zdawałby się najmniej istotny, rozczarował mnie najbardziej. Wydaje mi się, że film ukazał go inaczej, na pewno mocniej. W książce nie dość, że opierał się on przede wszystkim na znaczącym milczeniu między bohaterami, to całość wydawała się odrobinę zagmatwana, aż w końcu okazało się, że cała ta afera była po nic. A szkoda, bo był to fajny materiał, zwłaszcza na bardziej szczegółowe ukazanie Marcusa, Blaze i całej reszty, którzy mogli być fajnym dopełnieniem całej historii, a ostatecznie odgrywali tylko bandy niegrzecznych dzieciaków-zapchajdziury.


                „Ostatnia piosenka” z każdym kolejnym rozdziałem staje się coraz lepsza. Z przeciętnego początku rozwija się w historię, która łapie za serce i będzie dobrym wyborem, jeśli chcecie coś nieciężkiego, a jednocześnie niebłahego. Nie jest źle, ale żałuję odrobinę, że całość nie rozkręca się odrobinę szybciej, bo wtedy mogłabym bez zająknięcia powiedzieć, że książka jest bardzo dobra. Być może zaczęłam nie od tego Sparksa, co trzeba. Być może Sparks w ogóle nie jest dla mnie stworzony. Nie przekreślam ani książki, ani tym bardziej autora. Najprawdopodobniej za jakiś czas sięgnę po jego kolejną powieść.


2 komentarze:

  1. Swego czasu czytałam sporo książek Sparksa. Jednak to właśnie "Ostatnia piosenka" jest jedną z moich ulubionych, przy której wylałam morze łez. Uwielbiam. ;)
    Pozdrawiam,
    A.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli inne jego książki są na poziomie "Ostatniej piosenki", to na pewno nie będzie źle. Najwyraźniej tego typu emocje do mnie trafiają. :D

      Usuń

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)