Tytuł: „The Atlas Six”
Autorka: Olivie Blake
Liczba stron: 479
Wydawnictwo: You &YA
Raczej
nie jestem targetem TikTokowych książkowych rekomendacji: jeśli chodzi o około
kulturowych twórców na tej platformie, znajduję się w jej części na zmianę
gloryfikującej i wyśmiewającej twórczość m.in. Sary J. Maas czy Coleen Hoover,
a polecane pozycje to raczej leciutkie, młodzieżowe (lub pseudomłodzieżowe romanse
„young adult”). „The Atlas Six” jest więc chyba jedną z niewielu książek, które
po pojawieniu się na moich social mediach, rzeczywiście złapały moją uwagę tak
mocno, że ostatecznie postanowiłam dać jej szansę. Przeważył tu przede
wszystkim opisywany nastrój, z którym do tej pory nie miałam wiele do
czynienia: elitarna szkoła/stowarzyszenie, dyskusje akademickie, teorie naukowe
i rozważania filozoficzne zamiast fabuły i grupa ambitnych bohaterów desperacko
pragnących wiedzy i władzy: po prostu klimat dark academia.
Co dziesięć lat sześcioro najwybitniejszych magów świata zostaje zwerbowanych do Stowarzyszenia Aleksandryjskiego: tajnej grupy strzegącej zasobów Biblioteki Aleksandryjskiej, która mimo plotek przetrwała do dzisiaj. Szóstka wybrańców przez kolejny rok ma za zadanie pogłębiać swoją wiedzę korzystając z zasobów biblioteki, ale przede wszystkim chronić ją przed niegodnymi, czyli między innymi tymi, którzy uważają, że dostęp do wiedzy – a więc władzy i pieniędzy, powinien być umożliwiony wszystkim, a nie tylko elicie. Po dwunastu miesiącach z sześciorga zostanie pięcioro, którzy uzyskają pełen wgląd we wszelkie tajemnice świata.
O „The Atlas Six” usłyszałam, że jest książką typu „no plot, just vibes” i rzeczywiście zgadzam się z tym stwierdzeniem w stu procentach. Dziwne, że książka daje z siebie właściwie niewiele, a jednocześnie potrafi utrzymać uwagę. Akcyjnie dzieje się w niej stosunkowo mało, brak tu tłoku wśród bohaterów, w dodatku za wiele o nich nie wiemy. Nawet intelektualnych wywodów i długich filozoficznych dyskusji, które wydawały mi się esencją klimatu dark academia, nie ma aż tyle, ile oczekiwałam. Wszystkie te elementy są więc zgrabnie wyważone: ot, przyjemnie długa książka z równym, niespiesznym tempem, w której jednak stawka jest całkiem spora, ale nie przytłaczająca. To wszystko sprawia, że „The Atlas Six” jest wybitnie jesieniarska i trudno wyobrazić sobie lepszą lekturę na długie, ponure wieczory. Może trudno tu mówić o książce znakomitej czy nawet bardzo dobrej, a mimo wszystko czułam pewnego rodzaju napięcie i przede wszystkim chęć kontynuacji lektury.
O ile w „The
Atlas Six” nie ma mrowia postaci, to już na pierwszym planie robi się dość
tłoczno. Sześcioro głównych bohaterów i jednocześnie narratorów sprawiło, że
właściwie nikogo nie można poznać szczególnie dobrze. Nie ułatwiają nam tego
same postacie, które z natury raczej nie są wylewne i wolą trzymać karty przy
orderach. Ten brak czasu czuć zwłaszcza biorąc pod uwagę stosunkowo krótką
długość tej książki: zdarzyło mi się czytać inne serie z wieloma punktami
widzenia (jak np. Trylogia Engelfors). Zawsze miały one znacznie więcej czasu
do podzielenia, a i tak nie można powiedzieć, że wszystko zostało dobrze wyegzekwowane i
że takie rozdrobnienie działało na ich korzyść. Poza tym mam nieodparte
wrażenie, że materiał został podzielony bardzo nierówno i od razu można wyczuć
tych kilkoro ulubieńców, którzy zabierają czas antenowy reszcie i grają
pierwsze skrzypce w tej historii. Reszta w ogóle usuwa się w cień i traktowana
jest wręcz przedmiotowo. Rozumiem ten zabieg przy Callumie, który jest
największą zagadką z całej szóstki i przy którym czuć, że jego naturą jest
skrytość i utrzymywanie wokół siebie aury nieprzeniknionej tajemnicy. Najbardziej
szkoda mi Reiny, która dostaje mniej czasu nawet niż postacie drugoplanowe i
spokojnie mogłaby zostać zastąpiona magicznym panelem słonecznym, bo do tego
sprowadza się jej rola w tej książce: magazynu energii. Jeszcze nie zrozumiałam,
dlaczego wielu ludzi wybiera właśnie ją jako swoją ulubienicę. Mam nadzieję, że
w dalszych częściach jej w wątek zostanie rozwinięty, bo zarówno jej talent, a
przede wszystkim jej szczera nienawiść
do niego mają spory fabularny potencjał. Poza tym rozdziały Reiny mają
najlepszą, najświeższą narrację i wprowadzają trochę uroku i zabawy w tę jakby
nie było mroczną i dość ponurą historię.
Wszyscy bohaterowie tutaj to przemądrzałe (mniej lub bardziej) buce, pragnący władzy i wiedzy za wszelką cenę, popełniający okrutne błędy lub będący okrutnikami intencjonalnie. Właściwie żadnej postaci: czy to z głównej szóstki, czy całej reszty, nie da się z czystym sumieniem lubić i kibicować, ale jest to ciekawą odmianą od historii o krystalicznie czystych i honorowych bohaterach. Jednocześnie postacie dużo ukrywają – zarówno przed sobą, jak i czytelnikiem, więc trudno tu mówić o dobrym poznaniu choć jednej z tych osób. Mam nadzieję, że w następnych częściach wywleczemy na zewnątrz jeszcze więcej traum i brudów, wśród których może znajdzie się jednak kilka jaśniejszych punktów, które pozwolą nie tylko śledzić ich niecne poczynania z chorą fascynacją, ale też z cieniem sympatii. Liczę, że dowiemy się więcej o ich przeszłości i intencjach, bo na razie sprecyzowaną misję ma tylko Nico.
Finał „The
Atlas Six” zapowiada, że historia nabierze tempa i mimo całej sympatii do
powolnego rozwoju akcji mam nadzieję, że kontynuacje nabiorą rozpędu i
dostaniemy więcej i gęściej akcji. Nie chciałabym jednak, by seria totalnie
zatraciła swój klimat, ale zachowanie równowagi między tymi dwoma stronami może
być niezłą łamigłówką. Wiele głośnych serii, które zaczynały jako książki z
nietypowym twistem, zrobiły po drodze totalny zwrot lub zatraciły się w tej
jednej cesze, przez co straciły swój oryginalny urok i zaliczyły upadek na nos.
Nie chciałabym takiej przyszłości dla „The Atlas Six”. Chciałabym za to zobaczyć
więcej popisów talentów bohaterów i kombinacji, w jakich mogą się wzajemnie
wspierać. Mimo że nie nastawiałam się na czystą fantastykę, brakowało mi
magicznego elementu w jakby nie było historii o tajnym stowarzyszeniu magicznej
elity. Na tym etapie historii szóstka bohaterów pozostaje szóstką solistów i
rywali i nie mogę się doczekać, gdy w końcu – z własnej woli lub z przymusu –
zaczną ze sobą współpracować i uwolnią w pełni potencjał swoich umiejętności.
Choćby dlatego sięgnę po kolejne części w momencie, gdy ujrzą światło dzienne.
źródła ilustracji:
okładka: Lubimy czytać, https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5034077/the-atlas-six-wiedza-zabija
ilustracje: Little Chmura (www.littlechmura.com), https://the-atlas-six.fandom.com/wiki/The_Atlas_Six_Wiki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)