
W końcu, po
miesiącach wyczekiwania, polowaniu na ostatnie bilety i tygodniach spędzonych
na trzymaniu kciuków, żeby spektakl jednak nie został odwołany, udało mi się
zobaczyć musicalowego klasyka w wydaniu Opery i Filharmonii Podlaskiej, czyli
najgorętszą premierę tego sezonu: „West Side Story”. Na salę wybierałam się
podekscytowana i spragniona kultury, choć nie bez pewnych wątpliwości i obaw.
Ostatecznie wyszłam bardziej usatysfakcjonowana i pozytywnie zaskoczona niż się
spodziewałam, więc jeśli jeszcze się zastanawiacie nad kupnem biletów na
ostatnie spektakle, to bez przedłużania zapraszam do kas. Jeśli wątpliwości są
trochę głębsze, zapraszam poniżej.
„West Side Story” to osadzona w Nowym Jorku lat 50. wariacja na temat historii Romea i Julii. Dwoje młodych postawionych po dwóch stronach barykady: młodymi białymi Amerykanami oraz szukającymi szczęścia w USA Portorykańczykami, zakochuje się w sobie i próbuje pogodzić swoje uczucie z lojalnością wobec swojej frakcji. Intensywny romans między Marią a Tonym zbiega się w czasie z ostatecznym starciem między Rakietami a Rekinami.