10:00

Refleksje na spontanie- Måneskin „The Loneliest”


             Ostatnie single Måneskin całkiem mi się podobały: można było pokiwać głową, popląsać po domu, piosenki dodawały energii i poprawiały humor. Jednak od pewnego czasu brakowało mi czegoś wolniejszego, spokojniejszego, sięgającego głębiej. Jak się okazało, brakowało mi czegoś takiego jak „The Loneliest”.

Jak się okazuje po raz kolejny Måneskin jest bardzo dobry w balladach, które­- jak się okazuje- są zwykle moimi ulubionymi piosenkami. Najnowszy kawałek przypomina mi ukochane „Vent’anni”, „La pauro del bulio” czy „Torna a casa”, nie tylko klimatem, ale przede wszystkim skomplikowaniem i rozwiniętą kompozycją, a także głębszym tekstem. Måneskin to zwykle mocny bas, wyraźna perkusja, prosty rytm i gitarowa solówka z lekko krzyczącym, zachrypniętym wokalem przechodzącym nieraz w melorecytację. Skromnie, ale jako rockowy kawałek takie połączenie działa wystarczająco. Przy wymienionych piosenkach i przy „The Loneliest” czuć więcej finezji, piosenki od pierwszych nut brzmią „poważniej”, słychać więcej warstw, a przez to dużo więcej przekazu i związanych z nim emocji. Mam też wrażenie, że ballady dają o wiele więcej szans, by Damiano mógł pokazać swoje możliwości nie tylko jako frontman i showman, ale przede wszystkim jako utalentowany wokalista. Cieszę się tym bardziej, że udało się im to uzyskać w piosence po angielsku.

Do tej pory myślałam fakt, że oczywistym jest pisać bardziej poetycko na głębsze tematy w ojczystym języku, a po angielsku tworzyć prostsze, bardziej chwytliwe i medialne kawałki. U Måneskin jest to dość dobrze widoczne, zwłaszcza po ich niepodważalnym wzroście popularności w ciągu ostatniego roku. Twórczość po włosku, nawet ta bardziej rozrywkowa i optymistyczna, była dużo bogatsza, zarówno pod względem aranżu jak i warstwy tekstowej. Angielskie teksty za to zwykle były kwintesencją pisania o „sex, drugs and alcohol”, imprezach czy relacjach i emocjach opartych raczej na  cielesności. Bałam się, że po viralowym „I Wanna Be Your Slave” i wydanych potem singlach idących tymi śladami nie ma co czekać na coś poważniejszego i wzruszającego. Całe szczęście się myliłam, bo „The Loneliest” najpierw wprawiło mnie w osłupienie, a potem wywołało ciarki i niemały wzrusz.

„The Loneliest” pokazuje, jak bardzo zespół rozwinął się przez ostatni rok, również pod względem medialnej prezencji. Jeszcze kilka miesięcy temu Måneskin byli pseudo-odważnymi dwudziestolatkami jako tako mówiącymi po angielsku, nieco speszonymi nagle zyskaną międzynarodową popularnością. W wywiadach głos zabierali głównie Damiano i Vic, Thomas i Ethan w ogóle nie odzywali się podczas rozmów, ograniczając się do potakiwania i mruczących aprobat. A teraz piszą takie piękne piosenki w obcym dla siebie języku i brylują na scenach po całym świecie.

„The Loneliest” z pewnością rozbudziło moją ciekawość i zdecydowanie podniosło moje oczekiwania co do nadchodzącego albumu. Nie mogę doczekać się kolejnych piosenek po włosku, ale po tym singlu nie boję się aż tak bardzo, że dostanę tylko zestaw mocnych potupanek po angielsku. Czuję, że będzie całkiem dobrze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)