13:00

Scott Westerfeld „Śliczni”



Tytuł: „Śliczni”

Autor: Scott Westerfeld

Liczba stron: 383

Wydawnictwo Egmont

               Lektura „Brzydkich” [recenzja] być może nie okazała się nad wymiar ekscytująca i odmieniająca życie, natomiast idealnie wpasowała się w moje aktualne potrzeby: lektury lekkiej, którą można łatwo konsumować w autobusie lub podczas przerwy w pracy ze względu na jej szybkie tempo, nieskomplikowaną fabułę i krótkie rozdziały. Cóż, sytuacja na razie się nie zmieniła, a przede mną były jeszcze co najmniej dwie odsłony przygód Tally Youngblood, więc wybór kolejnej książki do przeczytania i zrecenzowania był całkiem oczywisty. A do tego zupełnie niedawno dostaliśmy informację o premierze drugiego tomu w odsłonie z wydawnictwa Nowa Baśń: więcej znaków nie potrzebuję.  

               Od powrotu Tally do cywilizacji i jej przemiany w Śliczną minęło kilka miesięcy wypełnionych wieczną zabawą i beztroską. Podczas jednej z imprez jej przeszłość postanawia o sobie przypomnieć: dochodzi do spotkania między Tally a jednym z jej znajomych z Dymu. To wydarzenie sprawia, że dziewczyna zaczyna przypominać sobie o swojej ucieczce, życiu w lesie oraz szokującej prawdzie, którą wtedy poznała. A także przypomina sobie o Davidzie…

Przedstawienie wszystkich trzech grup społecznych oczami Tally jest bardzo dobrym pomysłem: jeden punkt widzenia ułatwia pokazanie różnic między brzydkimi, ślicznymi i (w przyszłości) wyjątkowymi oraz sposobów, w jaki nowi członkowie przyzwyczajają się do realiów konkretnej grupy. Daje to możliwość rozwinięcia świata, który jest zdecydowanie największym atutem tej serii, choć nie do końca wykorzystanym. Oprócz trzech głównych grup społeczeństwa ślicznych Westerfeld wprowadza odpowiednik znanych nam dzikich plemion, zamkniętych w rezerwatach i pozostawionych samym sobie, co mnie nawet zaskoczyło i mam nadzieję, że ten wątek– dość krótki, ale ciekawy– zostanie w jakiś sposób rozwinięty w przyszłości. Zdecydowanie taki dodatek urozmaicił lekturę, gdy fabuła powróciła do korzeni i zdawało się, że znowu dostaniemy opisy samotnej przeprawy przez dzicz z plecakiem wypełnionym SpagBolem.

  Niestety, historia ze „Ślicznych” jest praktycznie powtórzeniem tego, co dostaliśmy w „Brzydkich”, pod względem zarówno fabularnym jak i technicznym: te same etapy, ten sam schemat budowania akcji i podziału na rozdziały, nawet te same wydarzenia czy przeszkody. Trudno mówić tu o jakimś rozwoju, poprawie lub pogorszeniu stylu, bo przez drugi tom płynie się równie szybko i nieraz równie bezmyślnie jak przy pierwszym, co sprawia, że lektura nie jest wymagająca i może wydawać się wręcz wciągająca. Wspomniana wędrówka Tally przez las w poszukiwaniu przyjaciół to tylko jeden z przejawów tego– jak by nie było– fabularnego lenistwa. Za to już trudno przejść obojętnie przy zakończeniu, bo powtarzanie toczka w toczkę tego z pierwszego tomu to już według mnie lekka przesada. Stosowanie cliffhangera w niezmienionej formie sprawia, że przestaje on być cliffhangerem. I choć ostatecznie zakończyłam czytanie „Ślicznych” w lekkim szoku, to zdecydowanie spodziewałam się, że ten etap historii skończy się w dokładnie taki sposób i będzie opisany tymi konkretnymi słowami.

Stało się: Tally przekroczyła wszelkie granice w byciu idealną. Mój reaktor nie wytrzymał takiej dawki Mary Sue-izmu, mimo że Westerfeld zapewniał inaczej. Nie dość, że sama wyleczyła się z przypadłości będącej największą tajemnicą wojskową i podstawowym elementem systemu rządzącego przedstawionym światem, to jeszcze wprost została okrzyknięta boginią! Utwierdziłam się w przekonaniu, że bohaterowie to nie jest ten element, który przyciągnie czytelnika i pozwoli mu się cieszyć ani „Brzydkimi”, ani „Ślicznymi”, ani prawdopodobnie pozostałymi częściami. Te postacie w najlepszym wypadku są dla mnie zupełnie obojętne, jeśli nie płaskie i irytujące. Brakuje mi w nich jakiegoś życia, głębi, różnorodności i jednocześnie konsekwencji w ich pisaniu.

[SPOILERY W AKAPICIE]

Z czasem historia w „Ślicznych” robi się coraz bardziej problematyczna. Na kartach książki pojawiają się bowiem głodzenie i autoagresja jako skuteczny lek na walkę z obojętnością i brakiem sensu w życiu, obrastające z każdą stroną nastrojem sekciarskiego mistycyzmu. W połączeniu ze wspominanymi już w „Brzydkich”, a w tym momencie opisywanych już w pełnej krasie od pierwszych stron niekończących się pijatyk i skacowanych szesnastolatków leczących się tak zwanym klinem, kreuje się obraz, który niekoniecznie powinien być adresowany do młodych czytelników, a na pewno już nie w tym stylu. Być może na początku lat 2000 nie było takiej świadomości o zdrowiu psychicznym, temat zaburzeń odżywiania, samookaleczania czy terapii był zwykle wyśmiewany lub spychany na daleki plan, a media za bardzo lubiły takimi wątkami szokować, próbując zdobyć popularność kontrowersjami, ale piętnaście lat później akurat ten element zestarzał się bardzo źle. Tym gorzej, że nie idzie za nim żadna refleksja: brak jakiejkolwiek nauki, chęci pomocy, zrozumienia czy pocieszenia: cięcie się, głodówki i picie na umór w „Ślicznych” są po prostu fajnym sposobem na spędzenie czasu w koleżeńskim gronie i natychmiastową dawką uwielbianej przez wszystkich adrenalinki.

Znowu mam mieszane uczucia co do języka/ tłumaczenia. Nie mam nic przeciwko wprowadzeniu slangu do mowy nastolatków, zwłaszcza jeśli jest to ekskluzywny klub młodych buntowników, ale ich język jest bardzo kanciasty i brzmi sztucznie, a przede wszystkim niezwykle powtarzalnie i nudno. Ciągłe czytanie o „pyszności”, „doślicznianiu” i „przeginaniu”, zwłaszcza na początku, gdy jeszcze nie zarysowano wystarczającego kontekstu, by w ogóle zrozumieć, o czym mówią bohaterowie, jest po prostu męczące i denerwujące. Postacie wydają się przez to być jeszcze bardziej infantylne niż w rzeczywistości i trudno uwierzyć, że to akurat oni są tymi „dobrymi”, „oświeconymi”, „świadomymi”. Nie pomaga w tym sposób, w jaki to swoje oświecenie i wybudzenie z letargu przejawiają, bo są to najczęściej bardzo głupie wybryki bandy rozwydrzonych dzieciaków. Takie to wszystko trochę płytkie.

 „Śliczni” trzymają poziom „Brzydkich”, może nawet są o stopień wyżej, przede wszystkim ze względu na rozszerzenie świata, który powolutku przybiera na powierzchni, dostaje kolejne warstwy i kształtuje się coraz wyraźniej. Znajdzie się tu kilka głupotek, a z perspektywy czasu niestety wyjątkowo źle wybrzmiewają trudne tematy poruszone w nieodpowiedni sposób, ale mam nadzieję, że z dozą refleksji książka nie wyrządzi wielu szkód wśród młodych czytelników od lat bombardowanych źle poprowadzonymi historiami o straumatyzowanych nastolatkach. Ostatecznie jest to szybka i lekka lektura, która– jeśli pierwsza część przypadła do gustu– porwie w wir akcji i przygody na kilka dobrych godzin. W idealnym świecie za tą rozrywką szedłby jeszcze jakiś głębszy morał, bardziej wyrafinowana warstwa stylistyczna lub lepiej wykorzystany potencjał świata przedstawionego, ale kto wie: może wtedy seria straciłaby tę przystępność, której potrzebuje młodszy czytelnik będący na początku swojej książkowej przygody.


źródła zdjęć: Goodreads, Lubimy czytać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)