Autorka: Philippa Gregory
Liczba stron: 287
Wydawca: Egmont
Bardzo byłam podekscytowana tą książką, zwłaszcza że to moja pierwsza książka, którą dostałam specjalnie do recenzji. Także w pewnym sensie jest to mój debiut. Powieść do tego od razu zdawała się ciekawą, więc gdy tylko mogłam, chwyciłam za nią i zanurzyłam się w niej na kilka dni.
Rok pański 1453. Umiera wielki krzyżowiec i pan, osieracając syna i siedemnastoletnią Izoldę. Dziewczyna, przez całe życie traktowana na równi z bratem, żyła w przekonaniu, że odziedziczy tereny w Włoszech i stanie się ich panią. Ostatnia wola zmarłego mówi jednak jasno: albo ślub z mężczyzną, który okazuje się brutalem, albo klasztor. Izolda więc nie z własnej woli składa śluby i staje się ubogą ksienią równie ubogiego klasztoru. Wraz z przybyciem nowej przełożonej w klasztorze zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Zakonnice zaczynają lunatykować, miewać sny i przejawiać oznaki obłędu, jakby sam szatan opanował ich ciała i umysły. Aby rozwiązać zagadkę szaleństwa sióstr, papież wysyła młodego nowicjusza, siedemnastolatka Lucę Vero, by wyruszył w świat w poszukiwaniu przejawów nieuchronnie zbliżającego się końca świata chrześcijańskiego. Wszystkie poszlaki prowadzą do samej ksieni i jej towarzyszki heretyczki.
Na przeczytanie książki dałam sobie tydzień, przeczytałam ją… w dwa dni, a myślę, że spokojnie pochłonęłabym ją w jeden dzień. Fabuła wciąga tak, że nawet się nie zauważa, jak mija godzina za godziną. Dlatego nie zdziwcie się, jeżeli czytając „Odmieńca”, nagle z pełnym zaskoczeniem zauważycie, że z wczesnego rana zrobił się późny, chłodny wieczór, a wydaje się, jakbyście dopiero co otworzyli książkę. Powieść ma swój klimat, którego nie można chyba odmówić średniowiecznemu rzymskiemu klasztorowi, a jak dzieją się w nim dziwne rzeczy, to już nie ma, o czym mówić, a fabułę da się zjeść ze smakiem. Mroczna, trzymająca w napięciu atmosfera tajemnicy podsyca wszystko, a czytelnik bezwiednie sam zaczyna prowadzić własne śledztwo, równolegle z dochodzeniem Luki.
Bohaterowie wykreowani są bardzo ciekawie. Każdy ma swój unikalny charakter i nie są one nudne. Młoda dama, jej przyjaciółka uprowadzona z egzotycznego Wschodu podczas jednej z krucjat, młody nowicjusz służący papieżowi, jego wierny przyjaciel i giermek i mnich skryba- postacie typowe dla opisywanej epoki, więc idealnie wpasowują się również w cały wykreowany świat i dają wiarygodny wizerunek świata u schyłku średniowiecza. A trzeba powiedzieć, że akurat kto jak kto, ale pani Philippa Gregory powinna co nieco o tych sprawach wiedzieć, bo jest z wykształcenia historykiem, a „Odmieniec” nie jest jej pierwszą książką osadzoną w tych realiach. W swojej sztampowości bohaterowie jednak nie tracą wyrazu, a każdego wyróżnia jakaś charakterystyczna cecha, która nie pozwala o nim zapomnieć lub pomylić z kimś innym. Izolda- dziewczyna wychowywana na kobietę samodzielną, a nie zależną od mężczyzny, Luca- dociekliwy i spostrzegawczy chłopak z ponurą przeszłością, Freize- prosty chłopak z ręką do zwierząt, lekko niewyparzonym językiem i ciekawością otaczającego świata i w końcu Iszrak- Mauretanka, wychowana w Europie jako przyjaciel rodziny a nie niewolnica, dziewczyna zupełnie inna od europejskich dam i niewątpliwie najbardziej intrygująca postać w całej książce. Ta czwórka i inni bohaterowie, ciekawi bardziej lub mniej, lubiani lub nie, ważni lub nie- wszyscy tworzą z bezbłędnie wykreowanym światem jedną wielką i- co najważniejsze- spójną, średniowieczną całość. Jest to bardzo przyjemny i ciekawy sposób, by uzupełnić swoją podstawową wiedzę ze szkoły o czasach średniowiecznych i zrozumieć wieki średnie i rządzące nimi prawa.
Oczywiście nie mogłoby obejść się bez wątku miłosnego. Sprawa jest jednak o wiele ciekawsza niż w zwykłych romansidłach. Zarówno Izolda, jak i Luka złożyli śluby, Iszrak nie pozwala dotknąć się żadnemu mężczyźnie bez pozwolenia, obie są też głównymi podejrzanymi w dochodzeniu młodego inkwizytora, a na pierwszy rzut oka widać, ze jedno czuje do drugiego miętę. Relacje pomiędzy bohaterami zmieniają się jak w kalejdoskopie. W jednej chwili Luca jest zauroczony tajemniczą dziewczyną, a w drugiej prowadzi ją na stos, by za jakiś czas uratować ją, nie wiedząc już, co o tym wszystkim myśleć. Uniewinnić, oczyścić choć z części zarzutów, wypuścić w tajemnicy, by wiodła życie na wygnaniu, czy od razu podłożyć ogień pod stos? Do końca książki nie wiadomo, jak to wszystko się ułoży, co wróży ciekawe rozwinięcie wątku w kolejnych odsłonach serii.
Myli się jednak ten, który, czytając ostatnie akapity, myśli, że powieść jest bezbłędna. „Odmieniec” nie obronił się przed kilkoma mankamentami. Mimo że cała historia jest intrygująca i czyta się ją z zapartym tchem, domyślałam się zakończenia sprawy (a w książce są „aż” dwie tajemnice) co najmniej kilka stron przed rozwiązaniem, a nawet wcześniej. Może jestem tak przebiegła, że rozgryzłam to po pierwszych dowodach, ale bardziej prawdopodobne jest to, że zagadki nie są na tyle zawikłane, by trzymać czytelnika w niewiedzy do samego końca. Jest tak przynajmniej z dochodzeniami Luki, bo inne, zniesione na drugi plan sekrety, mimo że teoretycznie są już przeszłością, jednak nie wydają się one tak oczywiste i pani Gregory bardzo dobrze zasugerowała, że to nie koniec (albo specjalnie wprowadziła mnie w błąd i spowodowała niepotrzebny mętlik). Drugą wadą jest bardzo dziwne zakończenie książki. Zdziwiłam się, gdy przełożyłam kolejną stronę i napotkałam okładkę. Pierwsza moja myśl: „za Chiny nie można tak kończyć książki!”. Niby wszystko jest OK: zagadka rozwiązana, dochodzenie zakończone, raport do papieża wysłany, bohaterowie spokojnie ruszają dalej. A jednak pierwsza część kończy się według mnie tak ni z gruchy, ni z pietruchy. Nie jest to historia zakończona. Weźmy pod uwagę takie sławne pozycje, jak „Harry Potter”, „Zmierzch”, czy „Igrzyska śmierci” (pierwsze lepsze przykłady, które wpadły do głowy). Wszystkie te książki to więcej niż jedna część, ale tam jakoś nie narzekałam na urwanie fabuły w pierwszym lepszym miejscu. Wszędzie zakończenie było przemyślane: u „Harry’ego…” był to początek wakacji, w „Zmierzchu” jakieś przełomowe wydarzenie (koniec roku szkolnego, uratowanie Edwarda, zaręczyny itd.), „Igrzyska…” kończą się po prostu kolejnymi krwawymi jatkami ze zwycięstwem jednej ze stron. A tu… jedyne, co teraz mi przychodzi do głowy to to, że w „Odmieńcu” mamy rozpoczęcie akcji, rosnące napięcie, punkt kulminacyjny, chwila odpoczynku, kolejny rozwój akcji i punkt kulminacyjny… i praktycznie na tym się kończy. To tak, jakby w „Harrym…” zabić Voldemorta i nie pokazać nawet cieszących się ludzi albo coś gorszego. Brakuje tu kilku stron, które pozwoliłyby ochłonąć, zakończenie zawiera się praktycznie w jednym pięciowersowym akapicie. Cóż, na zniknięcie niesmaku po tych dwóch niedociągnięciach będę musiała poczekać co najmniej do wiosny, gdy światło dzienne ujrzy druga część „Zakonu ciemności”.
„Odmieńca” niemniej polecam. Było to kilka bardzo miłych chwil pełnych tajemnicy, intryg i magii, okraszonych lekko paplaniną Freize’a i z egzotycznym powiewem Iszrak. Jestem ciekawa kolejnych części, zwłaszcza po tak rozczarowującym zakończeniu, a raczej urwaniu historii. A może to tylko efekt tego, jak bardzo zaczytałam się w tej historii, że skończyła się dla mnie za szybko? Z pewnością za jakiś czas wrócę do historii Izoldy, Luki, Freize’a, Iszrak i brata Piotra, by dowiedzieć się, jakie przygody na nich czekają, z czym przyjdzie im się zmierzyć, czy ich drogi rozejdą się, a może wręcz przeciwnie splączą się jeszcze bardziej. Książka pozostawiła po sobie miłe wspomnienia i chętkę na więcej, a przewidywalność historii to tak naprawdę mała ryska na szkle w porównaniu z całokształtem tej intrygujące, trzymającej w napięciu historii.
W tym momencie chciałabym bardzo gorąco podziękować redakcji serwisu Kotek.pl, dzięki któremu miałam tę przyjemność zapoznania się z „Odmieńcem”. Mam nadzieję, że recenzja się podoba, a nasza współpraca będzie rozwijać się tak dynamicznie, jak się rozpoczęła. Jestem za tę szansę bardzo wdzięczna i dziękuję jeszcze raz. A już niedługo recenzja drugiej podarowanej książki o zgoła innym charakterze, choć nie wątpię, że będzie równie przyjemna i zaskakująca.
Super recenzja, książka czeka już na półce gotowa do przeczytania ;p
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki: trochę historii, odległe czasy, intrygi, klasztory, miłość. Już od dłuższego czasu czekam, aż wreszcie osoba, która ją wypożyczyła z biblioteki, nareszcie odda :)
OdpowiedzUsuń