Minął kolejny
rok. Ach, co to był za rok! Prawdopodobnie najbardziej zwariowany, zabiegany i
zapracowany w moim prawie (podkreślam PRAWIE) 20-letnim życiu. Tym bardziej
cieszę się, że czytelniczo trzymam poziom. I mogłabym prychać i wzdychać, że
mało czasu, że czytanie na chybcika, że tyle zaległości… Ale oszczędzę Wam
tego. Jestem z siebie dumna, że co roku powolutku, malutkimi krokami zbliżam
się do tej wymarzonej książki tygodniowo i jestem pewna, że kiedyś to osiągnę.
I jeśli Wy czujecie, że z tym czytaniem nie jest tak kolorowo, jak byście sobie
życzyli, to nie martwcie się i czytajcie dalej! Nie ważne przecież, ile
przeczytamy, ważne, że utrzymujemy ten rynek i statystyki nas w ogóle nie
dotyczą!
Przechodząc do
liczb. W tym roku to 29 książek, nie licząc tych rozpoczętych. Daje to w sumie
9802 stron, czyli znowu lepiej niż w 2014. 2,42 książki, 817 stron miesięcznie
i 27 stron dziennie- ej, wcale nie jest źle! Czyli najdłuższe wakacje życia na
coś się przydały.
Więc co
przeczytałam? Recenzje tradycyjnie podlinkowane:
1.
Albert Camus: „Dżuma”
2.
Sławomir Mrożek: „Tango”
3.
Philip Pullman: „Złoty kompas”
16.
Arthur Conan Doyle: „Studium w szkarłacie”
17.
Arthur Conan Doyle: „Znak czterech”
19. Arthur Conan Doyle: „Pies
Baskerville’ów”
20. Marie Lu: „Legenda. Wybraniec”
21. Arthur Conan Doyle: „Przygody
Sherlocka Holmesa”
22. Susan Ee: „Angelfall”
23. Jennifer Estep: „Pocałunek
Gwen Frost”
24. Rainbow Rowell: „Eleonora i Park”
25. James Frey: „Endgame.
Wezwanie”
26.
Lemony Snicket: „Seria niefortunnych zdarzeń.
Przykry początek”
27.
Rick Riodan: „Percy Jackson i bogowie
olimpijscy. Złodziej pioruna”
28.
Włodek Markowicz, Karol Paciorek: „Lekko
stronniczy. Jeszcze więcej”
29.
Richelle Mead: „Akademia wampirów”
Krótkie
podsumowanie, co mi się w tym roku podobało, a co totalnie zawiodło. Myślałam o
tym już od dłuższego czasu (tak od kwietnia) i, szczerze mówiąc, będzie to
chyba najtrudniejsze zestawienie z tych wszystkich- wow, wow- trzech.
·
Książka Roku- z tym nie miałam aż takiego
problemu, jakoś z tymi dobrymi kategoriami zwykle jest łatwo. Była tylko jedna
książka, przy której piszczałam z zachwytu przed lekturą, w trakcie i po.
Samantha Shannon i jej „Zakon Mimów” przebił wszystko i będzie tak zapewne
przez najbliższe kilka lat.
·
Książkowe Zaskoczenie Roku- tu jest trochę
trudniej. Stawiam jednak po raz kolejny na powieść, która wydawała się straszna
i okropna, a okazała się co najmniej dobra i wciągająca. Tytuł otrzymuje
„Alicja w krainie zombi” Geny Showalter, choć gdyby nie to, nagrodziłabym
„Rebelianta” Marie Lu. Z „Legendą” jest jednak tak, że od początku czułam w
niej potencjał.
·
Książkowy Gniot Roku- trzej kandydaci, trzej
poznani w wakacje. Który będzie tym jedynym? Niestety będzie to „Dotyk Gwen
Frost”- chciałam dobre fantasy, a tu taki klump. Suabo. Nawet na „Gwiezdnym
Pyle” tak się nie zawiodłam, podobnie na „DUFFie”
·
Film Roku- byłam na tylu filmach w kinie, że
chyba nawet nie pamiętam wszystkich (ulotki mi się po pokoju pogubiły). Na
pewno udanym seansem był ten z „Minionkami” (malutka Gablysia baldzo lubi
Kevina, Stewarta i Boba), „Zbuntowana” nie była zła, ostatni „Hobbit”, „Listy
do M. 2” i głupkowaty „The DUFF” też. Nie chodzę raczej na filmy, które mi się
nie podobają. Ale tym najlepszym był chyba jednak „Papierowe miasta”, bo
czekałam na niego długo, specjalnie przeczytałam książkę i naprawdę nieźle się
ubawiłam.
A tak btw. To oprócz filmów, na
których byłam w kinie, sporo fajnych seansów miałam w domu. „Whiplash”,
„Początek” czy „Przeznaczenie”- polecam
(dwa ostatnie trochę dziwne, ale wciągające).
·
Najgorszy Film Roku- nie lubię tej kategorii,
ale jak mówi się o tym dobrym, to trzeba z czymś to porównać. I z tego
wszystkiego trzeba wybrać najsłabsze ogniwo. A chyba najmniej emocji wywołał u
mnie film, który miał rozerwać mnie od środka. Przykro mi, ale „Kosogłos cz.2”
zamiast oparzyć, był po prostu letni. Przepraszam!
·
Serial Roku- nie miałam czasu oglądać seriali.
Wstyd się przyznać. Miałam zacząć „Grę o tron”, „Doctora Who”, „Supernatural”-
pierwszy odcinek tego ostatniego nawet za mną, ale to trochę za mało. Cóż,
uznajmy, ze przez te 12 miesięcy czekałam na „Sherlocka”.
·
Artysta Roku- nie odkryłam nic nowego.. Wstyd
x2. Ze staroci natomiast znowu maltretowałam Muse i najwyższy czas uważniej przesłuchać,
co u nich nowego.
·
Album Roku- a tu w końcu uhonoruję zespół,
któremu w tamtym roku nagroda przemknęła przed nosem. Fall Out Boy i „American
Beauty/ American Psycho” to album, który przesłuchałam kilka razy w całości, a
drugie tyle razy darłam się na cały głos do pojedynczych piosenek. Choć muszę
przyznać, że nowe albumy Florence+ The Machine i Sia nie są złe- po prostu
rzadziej gościły u mnie na głośnikach.
·
Reaktywacja Roku- mogłabym powiedzieć o Muse,
mogłabym mówić o Florence lub Sia, ale nie będę się powtarzać. W tym roku do
łask powrócili, choć powrót nie był jakoś bardzo spektakularny, bo cały czas
się gdzieś u mnie przewijają, chłopaki z OneRepublic. Zespół króluje podczas
jazdy samochodem z mamą, bo jeśli chodzi o muzykę, to OneRepublic jest jednym z
niewielu tych zespołów, które nas łączą.
I tak oto możemy uznać rok 2015 za zakończony. Mam nadzieję, że dla Was był on przynajmniej równie pomyślny, co dla mnie, a jego jeszcze młodziutki następca, będzie jeszcze lepszy. Zarówno pod względem czytelniczym, jak i najogólniejszym z ogólnych. Podsumowanie roku zostawiamy w spokoju na kolejne 365 dni i Do Siego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)