20:44

Przez dziurę w murze... Neil Gaiman "Gwiezdny pył"

Tytuł: „Gwiezdny pył”
Autor: Neil Gaiman
Liczba stron: 245
Wydawca: Mag

                O „Gwiezdnym pyle” nie mogę pisać inaczej, jak tylko w oparciu o jego ekranizację, którą pierwszy raz oglądałam kilka dobrych lat temu i do której po prostu uwielbiam wracać. Tak długo czekałam na okazję, by móc w końcu zaznajomić się z pierwowzorem, aż w końcu udało się go zdobyć. Recenzja ta będzie może trochę inna niż zwykle, przede wszystkim przez porównania do filmu, których zwykle raczej nie robię w jednym poście. Mam jednak nadzieję, że nie wyjdzie to typowo „książka vs. film”, bo tego bym nie chciała. Jednak jak mogę pisać w inny sposób, skoro nawet podczas czytania myślałam właśnie takimi kategoriami?
               

  Co dziewięć lat w angielskiej wiosce Mur odbywa się zaczarowany jarmark, gdzie zwykli ludzie z jednej strony muru odgradzającego dwie krainy spotykają się z tymi z krainy czarów po drugiej stronie. Krótki, zaledwie jednodniowy romans pomiędzy Dunstanem Thornem a tajemniczą dziewczyną zza muru skutkuje narodzinami chłopca Tristana. Siedemnaście lat później obiecuje on swojej ukochanej gwiazdę i wyrusza w podróż pełną przygód, która na zawsze odmieni jego życie.


                „Gwiezdny pył” okazał się piękną baśnią pełną magii i niestworzonych rzeczy, ale nic poza tym. W sumie nie powinnam oczekiwać niczego więcej, bo jak powiedziałam, jest to bardziej baśń niż czysta fantastyka. A co znajdziemy w baśni? Fantastyczny świat pełen magicznych stworzeń i cudów, który jest tłem do historii, która składa się zwykle z jednego wątku, a w dodatku nie skupia się na jakichś większych szczegółach. Ot, bajka na dobranoc, którą można wieczorkiem przeczytać, żeby miało się ładne sny o wróżkach, elfach i garnku złota na końcu tęczy. Patrząc na gabaryty „Gwiezdnego pyłu” można było się spodziewać, że nie dostaniemy wyjątkowo rozbudowanej i zawiłej historii. Jednak tu pojawia się film. Zwykle jest tak, że to ekranizacja jest bardziej skąpa, zubożała. Tymczasem ekranizacja powieści Gaimana obfituje w wiele wątków bardziej rozbudowanych od pierwowzoru, a nawet dodanych. Sprawia, że historia nie jest jednotorowa, a składa się na nią wiele poprowadzonych wątków, które w punkcie kulminacyjnym łączą się ze sobą w logiczną całość, co sprawia, że o wiele bliżej jej do przydomku „fantastyczna”.


I tak na przykład nie podobało mi się to, jak wypadła historia pogoni czarownicy za gwiazdą, która w książce sprowadza się niestety tylko do jednego spotkania, a w filmie może dać widzowi niezłego kopa w rzyć. Podobnie jest z walką o tron Cytadeli Burz. Jakoś to do mnie nie przemówiło. Nie mówiąc już o wątku Uny i Dunstana, który był piękny w filmie, a w książce potraktowano go tak po macoszemu, bo skądś trzeba było wytrzasnąć głównego bohatera do książki. No i dlaczego nie ma Kapitana Szekspira, którego tak kocham?! Dlaczego?!


Jednak najbardziej zawiódł mnie koniec opowieści, ale słyszałam wiele takich opinii, co mnie cieszy, bo nie jestem osamotniona. Co tu dużo mówić. Zakończenie książki kompletnie mnie nie usatysfakcjonowało, poczynając od momentu „powrotu” do Muru, na ostatnim słowie kończąc. Dlaczego Gaiman nie wpadł na to, żeby zakończyć „Gwiezdny pył” jak w filmie?! W ten sposób pozbawił powieść wyraźnego punktu kulminacyjnego, który spiąłby wszystko w przebojową całość.



Podsumowując, nie chcę mówić, że książka jest zła. Nie jest. Ale są pewne granice. „Gwiezdny pył” emanuje magią i naprawdę może wciągnąć do swojego świata i umilić dzień na kilka dobrych godzin. Jest to typowa baśń, dlatego być może spodoba się dzieciom i młodszej młodzieży, do której pierwotnie była kierowana. Czytelnik dostaje trochę tajemnicy, akcji i humoru, a przede wszystkim nowe uniwersum, które jest tak blisko- wystarczy postawić stopę przez niski murek. Ciekawa fabuła bez zbędnych zawiłości i niejasności, bohaterowie, którzy nie są może mistrzowsko wykreowani, ale zdobywają sympatię i przynajmniej się czytelnikowi nie mylą. Jeśli jednak oczekujecie trzymającej w napięciu akcji, wyrazistych bohaterów, wielkiej tajemnicy i ekscytującego, pozytywnego zaskoczenia pod koniec, możecie się trochę przeliczyć, zwłaszcza jeśli jesteście starsi i mieliście do czynienia z prawdziwą fantastyką. Są filmy, które warto obejrzeć przed lekturą pierwowzoru, by móc je w pełni docenić i jeszcze bardziej zaskoczyć się książką, ale w tym wypadku zdecydowanie hołduję tradycyjnej zasadzie: najpierw książka, potem film. Według mnie tylko w ten sposób można w pełni docenić akurat ten kawałek twórczości Gaimana. Ja niestety trochę się przejechałam, jestem trochę zła, ale w żadnym wypadku nie mogę winić książki. Twórcy filmowi po prostu tym razem dali z siebie wszystko i traf chciał, że okazało się to naprawdę dobre. 

2 komentarze:

  1. Miałam okazje objrzeć film o tym samym tytule i zaciekawił mnie. Nie wiem czy przeczytam książkę, ale będę ją miała na uwadzę ze względu na to, że autorem jest Gaiman :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja film wręcz uwielbiam, zwłaszcza Tristana :D I dalej mam chęć na Gaimana- może tym razem coś obszerniejszego?

      Usuń

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)