22:13

Robert Galbraith "Jedwabnik"

Tytuł: „Jedwabnik”
Autor: Robert Galbraith
Liczba stron: 476
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie

                Ostatnio miałam coraz większą chęć na Rowling. Roczna przerwa od lektury serii o Potterze sprawiała, że miałam na nią ponownie ochotę bardziej i bardziej. Mając jednak na względzie, że moje zaległości czytelnicze są coraz mniejsze, ale jednak nadal  ogromne, wiedziona miłym wspomnieniem „Wołania kukułki”, sięgnęłam właśnie po drugi tom o przygodach londyńskiego prywatnego detektywa Cormorana Strike’a.


                Ekscentryczny pisarz Owen Quine zaginął. Zaniepokojona żona jednak nie decyduje się na wezwanie policji, zgłasza się za to do prywatnego detektywa Cormorana Strike’a. Szybko się jednak okazuje, że Quine został brutalnie zamordowany, a sprawca może okazać się jednym z najbardziej niebezpiecznych i nieprzewidywalnych złoczyńców chodzących po londyńskich ulicach. Kluczem do rozwiązania sprawy może być świeżo ukończona książka pisarza, której publikacja mogłaby zrujnować życie wielu osobom.


                Muszę przyznać, że nie mogłam się wbić w „Jedwabnika”. Po pierwszym tomie, który naprawdę mnie zainteresował, oczekiwałam, że kontynuacja pójdzie mi równie gładko, jak „Wołanie kukułki”. Zwłaszcza że sprawa jest zdecydowanie ciekawsza- to nie jest już zwykłe wypchnięcie przez okno, ale naprawdę obrzydliwy przypadek. Tak się jednak nie stało. Najgorszy jest początek, gdy jeszcze nie wiadomo, co tak naprawdę spotkało Owena Quine’a. Po odkryciu zwłok wszystko zaczyna się powoli rozkręcać, jednak nadal momentami wieje nudą. W przypadku sprawy z pierwszego tomu, Strike cały czas działa, prowadzi mnóstwo przesłuchań, przeszukuje miejsce zbrodni i okolice. W „Jedwabniku” jest tego zdecydowanie mniej. Strike błądzi, a ani policja, ani klientka, ani świadkowie mu nie pomagają. Sama sprawa powinna trzymać w napięciu, jednak można odnieść wrażenie, że „Jedwabnik” momentami skupia się przede wszystkim na tym, co je i pije Strike w pubach i restauracjach.


                Są jednak momenty, które zdecydowanie zasługują na uwagę i przede wszystkim ze względu na nie i dzięki nim dokończyłam książkę. Atmosfera zagęszcza się tym bardziej, im bliżej końca jesteśmy. Właśnie końcówka trzyma w tak dużym napięciu, że  nie pozwala oderwać wzroku od liter. W przypadku „Wołania kukułki” na kilka stron przed momentem kulminacyjnym domyśliłam się prawdy. „Jedwabnik” bije poprzednika na głowę. Przez całą książkę zmieniałam obiekt swoich podejrzeń, zaprzestawałam prywatnego śledztwa, nie starałam się przewidzieć, jak książka się skończy, gdyż jest to trudne, jeśli w ogóle możliwe. Tak naprawdę sprawcę poznałam dopiero, gdy Cormoran wskazał go palcem, nie potrafiłam zidentyfikować mordercy, mimo że miałam go przed nosem, mimo że stał obok. I bardzo to doceniam, bo to wraz z dalszymi wydarzeniami- tak, dalszymi, bo samo rozwiązanie tajemnicy nie jest ostateczną bombą- zapewniło mi naprawdę godną rozrywkę i w żaden sposób nie rozczarowało.


                Wydaje mi się, że zarówno w „Wołaniu kukułki”, jak i „Jedwabniku” mam problem z bohaterami. Przez większość książki nie mogłam ich rozróżnić, plątałam się w natłoku różnych postaci, niekoniecznie związanych ze sprawą. Jeśli jest to zabieg, który ma pokazać potęgę umysłu Strike’a i obalić mit pięknego życia detektywa rozwiązującego przeciekawe tajemnice, to ten zabieg się udał. Myślę, że to całe zamieszanie związane z mnogością tych postaci tylko podbiło uczucie zaskoczenia i sprawiło, że całe rozwiązanie sprawy okazało być się takie nieprzewidywalne. Jednak żeby cieszyć się tym momentem, najpierw trzeba się trochę pomęczyć- przynajmniej przez te kilkaset stron. Ale jedno trzeba przyznać- nawet ta masa postaci jest wykreowana bardzo dobrze. W „Wołaniu kukułki” od razu było czuć, że przebywamy w środowisku związanym z modelingiem, drogimi ciuchami, znanymi markami i całym show-biznesem. W „Jedwabniku” po raz kolejny dostajemy bardzo autentyczny obraz środowiska, tym razem artystycznego, literackiego, a składa się na niego zarówno wygląd zewnętrzny postaci, jak ich zachowanie, przekonania, język. Po prostu czuć, że kręcimy się wokół pisarzy i wydawców, których konikiem jest literatura. Po raz kolejny Galbraith/ Rowling pokazał/a, jak elastyczny ma język i jak autentycznie potrafi pisać.


               W serii o Cormoranie Strike’u cenię to, że uwaga czytelnika nie jest zwrócona tylko na tajemnicę, jaką należy rozwiązać. Bardzo mnie cieszy, że poznajemy również prywatne historie głównych bohaterów. W „Jedwabniku” akcja idzie na przód również tutaj, a przy okazji odkrywamy kilka innych smaczków z przeszłości, zarówno Strike’a, jak i Robin. Takie wstawki między postępami w dochodzeniu- zwłaszcza, gdy są marne- przybliża czytelnikowi bohaterów, pozwala bardziej się wczuć i dodatkowo urozmaica całą lekturę.



                Mimo że „Jedwabnik” wymagał ode mnie trochę czasu i poświęcenia i nie była to lektura tak łatwa i przyjemna, jak mogłoby się wydawać, nie jestem zawiedziona tą książką, ani zła, ani rozczarowana. Jak długo nie trwałby rozwój akcji, kilka momentów w trakcie powieści, a przede wszystkim sama końcówka są godne uwagi. Po raz kolejny mamy niezwykle ciekawą sprawę, dokładnie opisane, nie popędzane ani nie przerysowane śledztwo i przede wszystkim jego brawurowe zakończenie. Wątki poboczne tylko dodają charakteru i pozwalają lepiej zrozumieć bohaterów, a przez to bardziej ich polubić. Robin i Cormoran coraz bardziej przypominają duet, co bardzo mnie cieszy i jestem niezwykle ciekawa, jak ich historia się potoczy- zarówno ta wspólna, detektywistyczna, jak i oddzielne, prywatne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)