23:36

(Nie)zgodne z oczekiwaniami... Veronica Roth "Niezgodna"

Tytuł: „Niezgodna”
Autorka: Veronica Roth
Liczba stron: 351
Wydawca: Amber

                Szczerze mówiąc, od samego początku do „Niezgodnej” jakoś specjalnie mnie nie ciągnęło. Dopiero od momentu, gdy przez „Gwiazd naszych wina” nabrałam chęci na więcej Shailene i Ansela, postanowiłam obejrzeć film. Ale to był już wieczór, w sumie zrobiłam to z nudów i jakoś wszystko przeszkadzało mi w oglądaniu. Z pewnością ekranizacja nie zachęciła mnie szczególnie do lektury, chociaż później i tak książkę kupiłam. Przy okazji natrafiłam na kilka spoilerów (Ugh), a książka dalej leżała na półce. Dopiero po premierowym seansie „Zbuntowanej”, na który wręcz siłą wyciągnęła mnie koleżanka (za co jej bardzo dziękuję!), naprawdę chciałam przeczytać serię od zaraz. Od tamtej pory minął już ponad miesiąc, a ja dopiero uporałam się z pierwszą częścią serii, która w sprzedaży podobno przebiła nawet „Igrzyska śmierci”.

                 Szesnastoletnia Beatrice Prior wraz z rodziną mieszka w mieście, którego społeczeństwo podzielone jest na pięć frakcji: Erudycję, Prawość, Serdeczność, Altruizm i Nieustraszoność. Każda z nich ogrywa w życiu miasta konkretną rolę. Beatrice, jej brat Caleb i wielu innych nastolatków znajdują się właśnie w przełomowym dla siebie momencie- nadchodzi dzień, w którym sami zdecydują, do której grupy należeć. Ceremonię Przynależności poprzedzają testy, które mają młodym pomóc w podjęciu decyzji. Badania jednak nie działają w przypadku Beatrice. Jej niejednoznaczne wyniki wykazują tylko jedno: Niezgodność. Beatrice musi podjąć decyzję, czy zostać w rodzimym Altruizmie, czy gdzie indziej poszukać swojego miejsca, a jednocześnie ukrywać to, kim naprawdę jest. Tymczasem wiele wskazuje na to, że ktoś próbuje odebrać władzę Altruizmowi i stworzyć nowy rząd…


                Szczerze mówiąc, nie wiem, co o tej książce sądzić. Była ona… poprawna i w sumie nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Czasami takie „prawidłowe” książki wypadają gorzej niż te szczerze znienawidzone. I nie chodzi o to, że czytałam ją tak długo. Ostatnio sporo jeżdżę autobusami i „Niezgodna” skutecznie umilała mi te kilkadziesiąt minut jazdy. Jednak nie mogę powiedzieć, że gdzieś mnie ta fabuła wciągnęła, zaparła dech w piersiach, zaskoczyła. I nie jest to wina wcześniej obejrzanej ekranizacji- pamiętam z niej niewiele, tyko tyle, by wytknąć twórcom jakieś błędy i nieścisłości. Gorzej, jeśli takie błędy leżą po stronie autorki, a niestety w „Niezgodnej” tak się zadziało- niektóre sceny w filmie zostały lepiej zrealizowane i poprowadzone niż w książce. Fakt ten przy lekturze skutkował prostym acz dosadnym „meh”.


                Z jednej strony w książce dzieje się bardzo dużo, akcja trwa praktycznie cały czas, ale z drugiej strony nie dostrzegam w niej nic ekscytującego. Czasami może serce trochę mocniej zabiło, chciało się czytać więcej i więcej, ale teraz, zaledwie kilka dni od skończenia lektury, nie jestem w stanie wymienić żadnej sceny, która by mną poruszyła. Może tej akcji było za dużo, a może za mało- to jest najgorsze, bo nie mogę stwierdzić, co z tą książką było nie tak.


                Bardzo rozczarował mnie język powieści. Nie znoszę narracji w czasie teraźniejszym, ale gdy muszę, potrafię ją jakoś przeboleć przeboleć. W „Niezgodnej” jednak niemiłosiernie kłuła mnie w oczy i za nic nie mogłam się do niej przyzwyczaić. Autorka używa pojedynczych, krótkich zdań, bardzo często urwanych, a wręcz sprowadzających się do równoważników zdań lub pojedynczych słów. Nagromadza mnóstwo słów, które bardzo często oznaczają to samo. Może miało to na celu nadanie dynamiki powieści, zbudowanie napięcia, jednak wyszło miernie. Bardziej przywodziło mi to na myśl, że albo autorka chce sprawiać wrażenie debiutantki z ubogim doświadczeniem pisarskim, albo niestety takie właśnie doświadczenie posiada. Tym bardziej mnie to wszystko rozśmieszyło, gdy w podziękowaniach padają słowa wdzięczności dla kogoś, kto pomógł jej rozwinąć swój talent pisarski. Pomyślałam wtedy: naprawdę mogło być gorzej? Przymknę oko na fragmenty, gdzie naprawdę coś się dzieje- tam taki urywany, zdyszany narrator rzeczywiście pasuje, ale odpuściłabym sobie identyczny styl przy monologach, przemyśleniach wewnętrznych bohaterki, chwilach refleksji. Książka jest pisana na jedno kopyto, przez co ani nie można naprawdę poczuć adrenaliny w kluczowych momentach książki, ani odpocząć od ciągłego napięcia w chwilach zwolnionej akcji. Język jest bardzo prosty, składnia wręcz prymitywna, a przecież jest w literaturze młodzieżowej tyle przykładów, które pokazują, że zdania złożone też mogą budować napięcie, wprowadzać dreszczyk emocji- to wcale nie jest trudne i nieosiągalne.


                Żałuję, że „Niezgodna” okazała się taka letnia. Miałam co do niej o wiele większe oczekiwania, a przez nijaki pierwszy tom odechciało mi się sięgać po kolejne w najbliższym czasie, mimo że zapowiadały się co najmniej dobrze. Co prawda słyszałam, że filmowa „Zbuntowana” z tą książkową wiele wspólnego nie ma, ale chyba nie może być aż tak źle. Dobrze się zapowiadało, ale teraz mam lekkie wątpliwości. Nie wiem, czy to, że książka okazała się większym bestsellerem nawet od trylogii Collins jest spowodowana jakąś udaną kampanią promocyjną, gorączką dystopii, która ogarnęła wszystkich dookoła i która skłoniła ich do kupienia wszystkiego, co dystopią i antyutopią nazwane. W przewagę treści „Niezgodnej” nad „Igrzyskami śmierci” nie wierzę i nie uwierzę na pewno.

                Przygodę z „Niezgodną” na pewno skończę, choćby z ciekawości, jak to naprawdę jest z tym pisarskim rozwojem autorki, za który tak dziękowała na ostatnich stronach książki. Na mojej półce leży jednak tyle książek, które rokują o wiele lepiej niż trylogia Roth, że raczej nie pokuszę się w najbliższym czasie o kupno kolejnych tomów. Chyba muszę trochę odpocząć. Nie zrozumcie mnie źle: książkę naprawdę czyta się szybko, nie sprawia ona dużych problemów, nie jest katorgą. Ale czy tylko o to w tym chodzi: żeby nachapać ile się da bez większego sensu czy przyjemności?



Wiadomość niemal z ostatniej chwili: jak zapewne wszyscy maturzyści w Polsce wiedzą, tematy maturalne z języka polskiego, które miały być do samego końca tajne, są znane zdającym już z samego rana (pozdro dla MENu). Nikogo pewnie nie zdziwi, że sama skorzystałam z tego faktu i już przy śniadaniu zaczęłam opracowywać tematy przeznaczone na dzień 19 maja. Tak się złożyło, że do jednego z nich idealnie pasowała mi właśnie „Niezgodna” i bardzo chciałam go wylosować. Oczywiście na żaden z „ulubionych” tematów nie trafiłam, ale i tak się odwołałam do „Niezgodnej” i być może to właśnie dzięki małemu wsparciu Roth uzyskałam maxa. Także jakby nie było, foch na „Niezgodną” niemal minął, co wcale nie oznacza, że zaczęłam ją wielbić. Po prostu fajnie jest mieć świadomość, że nawet do takiej letniej i poprawnej książki można odwołać się w wypowiedziach na niełatwe tematy maturalne. :D

3 komentarze:

  1. no z maturą dali czadu..

    a dziwię się bardzo, że nie zachwyciła Cię ta książka, a tym bardziej film :) chociaż każdy lubi co innego :)

    http://triviaaboutme.blogspot.com/2015/05/fotografia-14.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam szczerą nadzieję, że mnie zachwyci. Ale może postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko przeczytanymi wcześniej książkami, także dystopiami.

      Usuń

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)