Listopad powoli ma się już ku końcowi, w powietrzu czuć już zimę i święta, a ja nie mogę uwierzyć, że już od ponad miesiąca jestem
studentką. Zajęcia po prostu nie dają mi o tym myśleć. Tym większe jest też
moje zaskoczenie, a przede wszystkim uczucie wstydu, że jeszcze nie
podsumowałam swoich wakacyjnych wyczynów. Niestety, ostatnio moim największym
hobby znowu stało się spanie. Nawet książki czytane pokątnie na wykładach lub
między zajęciami nie sprawiają przyjemności.
Żeby jednak
tak nie smutać, chciałam podzielić się z Wami moimi czytelniczymi
osiągnięciami. W końcu pobiłam swój rekord! I to bez względu, czy patrzy się na
moje wakacje, czy na wakacje młodszych ode mnie. Chociaż tyle dobrego, że nie
narobiłam sobie jeszcze większych zaległości. Większość pozycji już została
zrecenzowana albo jest w trakcie pisania. Rok temu obiecałam coś o Sherlocku,
jednak nie potrafię się zabrać do pisania o każdej książce z osobna. Dlatego
też nie spodziewajcie się szybko czegoś o tym sławnym detektywie i jeżeli coś,
to będą to raczej krótkie przemyślenia dotyczące całej serii. Reszta jednak jak
najbardziej zagości na blogu prędzej czy później, a już teraz możecie przenieść
się do danej opinii, klikając tytuł książki, która Was interesuje.
2. Dave
Cousins „Czekając na Gonza” (255)- bardzo cieplutka książka, która po raz
kolejny przypomniała mi, dlaczego młodzieżówkom dałam drugą szansę.
3. Ally
Condie „Dobrani” (352)- może nie genialna, ale dalej ubolewam nad tym, że
dalszej części muszę albo domyślać się w głowie, albo z translatorem Google.
4. James
Dashner „Więzień labiryntu” (421)- fajny początek serii, która rozbudziła we
mnie chęć do jej kontynuacji, tym bardziej po obejrzeniu dotychczasowych
ekranizacji (filmowe „Próby ognia” się piszą).
5. Jennifer
Estep „Dotyk Gwen Frost” (312)- jeden z rzech głównych pretendentów do miana
„Gniota Roku 2015)
6. Robert
Galbraith „Jedwabnik” (476)- współczesny i trochę mniej genialny Sherlock
Holmes raz na jakiś czas jest naprawdę przyjemny.
10. John
Green „Papierowe miasta” (397)- zupełnie inne niż „Gwiazd naszych wina”, dla
mnie trochę gorsze, dla innych może być odwrotnie.
11. Erin
Morgenstern „Cyrk nocy” (432)- magiczna, urokliwa i tajemnicza książka, która
może do łatwych nie należy, ale warto się w nią zagłębić.
12. Arthur
Conan Doyle „Studium w szkarłacie” (182)- chciałam załatwić całego Sherlocka na
raz, niestety trochę przeceniłam swoje możliwości. Holmesa trzeba dozować,
inaczej trochę przytłacza.
13. Arthur
Conan Doyle „Znak czterech” (178)
14. Marie
Lu „Rebeliant” (304)- książka, która zaprzątała mi głowę naprawdę długo I- jak
sie okazało- nie bez powodu.
15.
Arthur
Conan Doyle „Pies Baskerville’ów” (244)
16. Marie
Lu “Wybraniec” (368)- dziwne, że nie przeczytałam całej „Legendy” na raz.
Recenzja wkrótce, podobnie jak lektura „Patrioty”.
17. Arthur
Conan Doyle “Przygody Sherlocka Holmesa” (403)- jeśli twórczość Doyle’a nie
idzie jak po maśle, polecam lekturę drugiej książki na zmianę- zwłaszcza w
przypadku zbiorów krótszych opowiadań.
18. Susan
Ee “Angelfall” (316)- na razie powiem tyle, że mam mieszane uczucia. Co nie
zmienia faktu, że pewnie sięgnę po kolejne tomy. Jednak chęć posiadania jej na
półce drastycznie zmalała.
19. Jennifer
Estep “Pocałunek Gwen Frost” (rozpoczęty)- pisząc to już po jej skończeniu,
mogę powiedzieć, że to ten trzeci kandydat. Choć w sumie przeczuwałam to już
przy rozpoczynaniu tej powieści.
W sumie jest
to 19 książek i 6081 stron, czyli 39, 75 strony dziennie, przy czym 14 książek,
4806 stron, czyli 52 strony dziennie zostały przeczytane w okresie od czerwca
do końca sierpnia. Jestem z siebie naprawdę dumna, mimo że mój wcześniej
założony cel kompletnie diabli wzięli. Ale cóż, klasyki fantastyki nie zając,
nie uciekną i prędzej czy później się do nich dobiorę.
Oczywiście w czasie tych czterech
miesięcy wypadło kilka okazji do nabycia kilku książek i muszę przyznać, ze
chyba dawno nie miałam już tak dużego zakupowego stosika. Książkowe promocje w
supermarketach po prostu mnie rozbrajają, a i coś z empiku czasem wpadnie w
oko.
1. Eoin
Colfer „Artemis Fowl. Arktyczna przygoda”
2. Eoin
Colfer „Artemis Fowl. Kod wieczności”
3. Eoin Colfer „ Artemis
Fowl. Fortel wróżki”- nie mogłam się powstrzymać, gdy na wyprzedaży w Auchan
zgarnęłam te trzy książki za 7 zł każda. Ubolewam jedynie nad tym, że
pierwszego tomu nie było i że trudno będzie go zdobyć, zwłaszcza w twardej
oprawie, której w Polsce chyba nie było.
4. John
Green „Papierowe miasta”- pisałam, ze prędzej czy później kupię sobie filmową
wersję i tak się złożyło, że natrafiłam na nią na promocji w Biedronce w jakże
niespodziewanych okolicznościach. Teraz cała rodzinka już wie, że nie można
mnie wysyłać nawet do sklepu po pieczywo. ;)
5. Sarah
J. Maas „Korona w mroku”- ze „Szklanym tronem” akurat tak się składa, że jestem
mniej więcej zawsze o jeden tom do tyłu. Ale lepiej późno niż wcale. Okładka
jak zwykle wymiata.
6. Rick
Yancey „Piąta fala”- nasłuchałam się o tych kosmitach i końcu świata, podobał
mi się „Monstrumolog” tego autora, więc kwestią czasu było kupienie tej
powieści. Szkoda, że zawsze tak jest, że następnego dnia po zakupie czegoś
zawsze spotykam się z negatywnymi opiniami, co zdarzyło się również teraz.
7. Dmitry
Glukhowsky „FU.TURE”- zakup bardziej z myślą o bracie, ale jak wiadomo w moim
przypadku książki domowników są moimi książkami, a moje książki należą zwykle
wyłącznie do mnie. :D Wszystkie trz książki zakupione oczywiście po promocji w
Empiku, bo jeśli chodzi o tę księgarnię, rzadko kiedy decyduję się aż na taki
hurt.
8. Carlos
Ruiz Zafon „Więzień nieba”- też zakup w Empiku, tym razem oglądany już wiele
razy i odkładany w kółko i kółko. W końcu mam całą serię, teraz pozostało tylko
brać się za czytanie.
Dlatego, że
tak długo zwlekałam z tą notką, do zdobyczy załapały się też dwie płyty.
Biedronko, kocham Cię! Kto by przepuścił okazję i nie kupił płyt za 15 złociszy?
I to nie byle jakich składanek śląskich szlagierów sprzed 20 lat. W ten sposób
moja kolekcja krążków powiększyła się o:
1.
Sia „1000 forms of fear”- co tu dużo mówić: te
piosenki mnie kupiły, zwłaszcza puszczane do porzygu „Chandelier” i „Elastic
Heart”- mimo to nadal skaczę z radości, gdy w sklepie słyszę którąś z nich.
2.
Hurts „Hapiness”- jeśli chodzi o duet Hurts, to
wracam do niego co jakiś czas, a tak się złożyło, że z ich pierwszej płyty znam
i lubię kilka kawałków. Reszty nie kojarzę, ale czuję, że również mogą mi się
spodobać.
Dajcie znać, jak Wam minęły wakacje i które ze wszystkich wymienionych
tu książek czytaliście lub chcielibyście przeczytać. Mnie pozostało teraz tylko
zmotywować się do pisania w przerwach między nauką a nauką i jeszcze wyśrubować
do końca roku mój czytelniczy wynik. Materiału na recenzje jest sporo, więc na
brak pomysłów na notki narzekać nie mogę. Mam nadzieję, że i Wy nie będziecie.
I nie bójcie się- recenzji książek z geometrii, fizyki czy historii
architektury nie będzie… nie czytam takich rzeczy. XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)