20:40

Wspomnijmy ten słoneczny czas... Podsumowanie wakacji 2015, wrap up+book haul

                Listopad powoli ma się już ku końcowi, w powietrzu czuć już zimę i święta, a ja nie mogę uwierzyć, że już od ponad miesiąca jestem studentką. Zajęcia po prostu nie dają mi o tym myśleć. Tym większe jest też moje zaskoczenie, a przede wszystkim uczucie wstydu, że jeszcze nie podsumowałam swoich wakacyjnych wyczynów. Niestety, ostatnio moim największym hobby znowu stało się spanie. Nawet książki czytane pokątnie na wykładach lub między zajęciami nie sprawiają przyjemności.


Żeby jednak tak nie smutać, chciałam podzielić się z Wami moimi czytelniczymi osiągnięciami. W końcu pobiłam swój rekord! I to bez względu, czy patrzy się na moje wakacje, czy na wakacje młodszych ode mnie. Chociaż tyle dobrego, że nie narobiłam sobie jeszcze większych zaległości. Większość pozycji już została zrecenzowana albo jest w trakcie pisania. Rok temu obiecałam coś o Sherlocku, jednak nie potrafię się zabrać do pisania o każdej książce z osobna. Dlatego też nie spodziewajcie się szybko czegoś o tym sławnym detektywie i jeżeli coś, to będą to raczej krótkie przemyślenia dotyczące całej serii. Reszta jednak jak najbardziej zagości na blogu prędzej czy później, a już teraz możecie przenieść się do danej opinii, klikając tytuł książki, która Was interesuje.



  1.       Veronica Roth „Niezgodna” (352)- lekkie rozczarowanie, o czym pisałam już w maju.
  2.       Dave Cousins „Czekając na Gonza” (255)- bardzo cieplutka książka, która po raz kolejny przypomniała mi, dlaczego młodzieżówkom dałam drugą szansę.
  3.       Ally Condie „Dobrani” (352)- może nie genialna, ale dalej ubolewam nad tym, że dalszej części muszę albo domyślać się w głowie, albo z translatorem Google.
  4.       James Dashner „Więzień labiryntu” (421)- fajny początek serii, która rozbudziła we mnie chęć do jej kontynuacji, tym bardziej po obejrzeniu dotychczasowych ekranizacji (filmowe „Próby ognia” się piszą).
  5.       Jennifer Estep „Dotyk Gwen Frost” (312)- jeden z rzech głównych pretendentów do miana „Gniota Roku 2015)
  6.       Robert Galbraith „Jedwabnik” (476)- współczesny i trochę mniej genialny Sherlock Holmes raz na jakiś czas jest naprawdę przyjemny.
  7.       Gena Showalter „Alicja w krainie zombie” (508)- spore zaskoczenie, bardzo pozytywne.
  8.       Neil Gaiman „Gwiezdny Pył” (245)- powiem jedno: film był lepszy. Reszta w recenzji.
  9.       Kody Keplinger „DUFF. Ta brzydka i gruba” (336)- drugi kandydat do „Gniota Roku”
  10.   John Green „Papierowe miasta” (397)- zupełnie inne niż „Gwiazd naszych wina”, dla mnie trochę gorsze, dla innych może być odwrotnie.
  11.   Erin Morgenstern „Cyrk nocy” (432)- magiczna, urokliwa i tajemnicza książka, która może do łatwych nie należy, ale warto się w nią zagłębić.
  12.   Arthur Conan Doyle „Studium w szkarłacie” (182)- chciałam załatwić całego Sherlocka na raz, niestety trochę przeceniłam swoje możliwości. Holmesa trzeba dozować, inaczej trochę przytłacza.
  13.   Arthur Conan Doyle „Znak czterech” (178)
  14.   Marie Lu „Rebeliant” (304)- książka, która zaprzątała mi głowę naprawdę długo I- jak sie okazało- nie bez powodu.
  15.   Arthur Conan Doyle „Pies Baskerville’ów” (244)
  16.   Marie Lu “Wybraniec” (368)- dziwne, że nie przeczytałam całej „Legendy” na raz. Recenzja wkrótce, podobnie jak lektura „Patrioty”.
  17.   Arthur Conan Doyle “Przygody Sherlocka Holmesa” (403)- jeśli twórczość Doyle’a nie idzie jak po maśle, polecam lekturę drugiej książki na zmianę- zwłaszcza w przypadku zbiorów krótszych opowiadań.
  18.   Susan Ee “Angelfall” (316)- na razie powiem tyle, że mam mieszane uczucia. Co nie zmienia faktu, że pewnie sięgnę po kolejne tomy. Jednak chęć posiadania jej na półce drastycznie zmalała.
  19.   Jennifer Estep “Pocałunek Gwen Frost” (rozpoczęty)- pisząc to już po jej skończeniu, mogę powiedzieć, że to ten trzeci kandydat. Choć w sumie przeczuwałam to już przy rozpoczynaniu tej powieści.


W sumie jest to 19 książek i 6081 stron, czyli 39, 75 strony dziennie, przy czym 14 książek, 4806 stron, czyli 52 strony dziennie zostały przeczytane w okresie od czerwca do końca sierpnia. Jestem z siebie naprawdę dumna, mimo że mój wcześniej założony cel kompletnie diabli wzięli. Ale cóż, klasyki fantastyki nie zając, nie uciekną i prędzej czy później się do nich dobiorę.


        Oczywiście w czasie tych czterech miesięcy wypadło kilka okazji do nabycia kilku książek i muszę przyznać, ze chyba dawno nie miałam już tak dużego zakupowego stosika. Książkowe promocje w supermarketach po prostu mnie rozbrajają, a i coś z empiku czasem wpadnie w oko.


  1.       Eoin Colfer „Artemis Fowl. Arktyczna przygoda”
  2.       Eoin Colfer „Artemis Fowl. Kod wieczności”
  3.       Eoin Colfer  Artemis Fowl. Fortel wróżki”- nie mogłam się powstrzymać, gdy na wyprzedaży w Auchan zgarnęłam te trzy książki za 7 zł każda. Ubolewam jedynie nad tym, że pierwszego tomu nie było i że trudno będzie go zdobyć, zwłaszcza w twardej oprawie, której w Polsce chyba nie było.
  4.       John Green „Papierowe miasta”- pisałam, ze prędzej czy później kupię sobie filmową wersję i tak się złożyło, że natrafiłam na nią na promocji w Biedronce w jakże niespodziewanych okolicznościach. Teraz cała rodzinka już wie, że nie można mnie wysyłać nawet do sklepu po pieczywo. ;)
  5.       Sarah J. Maas „Korona w mroku”- ze „Szklanym tronem” akurat tak się składa, że jestem mniej więcej zawsze o jeden tom do tyłu. Ale lepiej późno niż wcale. Okładka jak zwykle wymiata.
  6.       Rick Yancey „Piąta fala”- nasłuchałam się o tych kosmitach i końcu świata, podobał mi się „Monstrumolog” tego autora, więc kwestią czasu było kupienie tej powieści. Szkoda, że zawsze tak jest, że następnego dnia po zakupie czegoś zawsze spotykam się z negatywnymi opiniami, co zdarzyło się również teraz.
  7.       Dmitry Glukhowsky „FU.TURE”- zakup bardziej z myślą o bracie, ale jak wiadomo w moim przypadku książki domowników są moimi książkami, a moje książki należą zwykle wyłącznie do mnie. :D Wszystkie trz książki zakupione oczywiście po promocji w Empiku, bo jeśli chodzi o tę księgarnię, rzadko kiedy decyduję się aż na taki hurt.
  8.       Carlos Ruiz Zafon „Więzień nieba”- też zakup w Empiku, tym razem oglądany już wiele razy i odkładany w kółko i kółko. W końcu mam całą serię, teraz pozostało tylko brać się za czytanie.


Dlatego, że tak długo zwlekałam z tą notką, do zdobyczy załapały się też dwie płyty. Biedronko, kocham Cię! Kto by przepuścił okazję i nie kupił płyt za 15 złociszy? I to nie byle jakich składanek śląskich szlagierów sprzed 20 lat. W ten sposób moja kolekcja krążków powiększyła się o:


1.       Sia „1000 forms of fear”- co tu dużo mówić: te piosenki mnie kupiły, zwłaszcza puszczane do porzygu „Chandelier” i „Elastic Heart”- mimo to nadal skaczę z radości, gdy w sklepie słyszę którąś z nich.
2.       Hurts „Hapiness”- jeśli chodzi o duet Hurts, to wracam do niego co jakiś czas, a tak się złożyło, że z ich pierwszej płyty znam i lubię kilka kawałków. Reszty nie kojarzę, ale czuję, że również mogą mi się spodobać.



Dajcie znać, jak Wam minęły wakacje i które ze wszystkich wymienionych tu książek czytaliście lub chcielibyście przeczytać. Mnie pozostało teraz tylko zmotywować się do pisania w przerwach między nauką a nauką i jeszcze wyśrubować do końca roku mój czytelniczy wynik. Materiału na recenzje jest sporo, więc na brak pomysłów na notki narzekać nie mogę. Mam nadzieję, że i Wy nie będziecie. I nie bójcie się- recenzji książek z geometrii, fizyki czy historii architektury nie będzie… nie czytam takich rzeczy. XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)