Tytuł: „Diabolika”
Autorka: S.J. Kincaid
liczba stron: 412
Wydawca: Otwarte
Zgadzając się na przedpremierową recenzję „Diaboliki”,
byłam w pełni świadoma tego, jak napięty grafik będę miała akurat na przełomie
stycznia i lutego. Wiecie: koniec semestru, oddanie wszystkich projektów, które
na chwilę przed końcem były dopiero co napoczęte, nawet sesja, która od
początku wydawała się być całkiem na spokojnie, ale jednak zajmowała trochę
czasu. Może właśnie dlatego przyjęłam egzemplarz recenzencki: żeby w końcu
odciąć się od nauki i odprężyć przy fajnej historii? Może też dlatego, że ze
wszystkich stron napływały do mnie informacje o tym, jak świetna jest ta
książka, a ja dostałam tę szansę, by zapoznać się z nią jeszcze przed premierą?
Ale jak to zwykle bywa, gdy ma się plany, to zawsze wyjdzie coś nie tak. Ale
jestem: odrobinę później niż zamierzałam, ale z tą satysfakcją, że pokonałam
sesję, pokonałam chorobę i w końcu mogę Wam co nieco opowiedzieć.
Diaboliki to genetycznie zmodyfikowane istoty,
których zadaniem jest strzeżenie życia konkretnej osoby, bez względu na
wszystko. Mają chronić swojego pana, niezależnie od tego, czy niebezpieczeństwo
czyha od strony śmiertelnych wrogów czy najbliższej rodziny. Taką diaboliką
jest Nemezis, której panią jest Sydonia Impirian: córka senatora
powszechnie uznanego za heretyka niewygodnego imperium. Los sprawia, że
najskuteczniejszą ochroną dla Donii będzie wysłanie podszywającej się pod nią
Nemezis na dwór samego cesarza. W ten sposób diabolika zostaje wplątana w sam
środek intryg, zdrad i tajemnic, otoczona przez tyranów, obłudników i
szaleńców, a przede wszystkim zdezorientowana własnymi emocjami, których jako
istota nie w pełni ludzka nigdy nie powinna czuć.
Po opiniach booktuberów, zwłaszcza tych polskich,
których reakcje były zwykle bardzo żywiołowe i pełne zachwytu, po „Diabolice”
spodziewałam się oryginalnej, trzymającej w napięciu, dynamicznej historii,
która porywa już od pierwszych stron. Liczyłam na to, że też nie będę mogła się
od niej oderwać choćby na chwilę, a później nie wyrzucę jej z pamięci przez
kolejne tygodnie. Niestety tak silne emocje mi nie towarzyszyły, jednak
„Diabolika” to na pewno książka godna uwagi, która zdecydowanie może zachwycić
i pewnie to zrobi z większością odbiorców.
Akcja „Diaboliki” dość szybko przechodzi do
konkretów, ale z drugiej strony zostawia wystarczającą ilość czasu na oswojenie
się z nowym, nieznanym światem. Czytelnik nie zostaje wrzucony prosto w wir
akcji, autorka pozwala poznać i poczuć sytuację głównej bohaterki, pozycję w społeczeństwie,
grożące jej niebezpieczeństwa i motywy, którymi się kieruje. To wszystko
sprawia, że książka od samego początku wciąga i można ją czytać z czystą przyjemnością,
zwłaszcza jeśli poświęci się jej trochę czasu. Jak zwykle polecam organizować
sobie dłuższe posiedzenia z lekturą, bo to zdecydowanie lepiej pozwala wczuć się
w historię. Być może dlatego pierwsze kilka rozdziałów umknęło mi z pamięci i
pozostawiło nie tyle niesmak, co poczucie jakiejś pustki, gdyż próbowałam za
szybko zacząć lekturę i kontynuować ją, gdy nie miałam tyle czasu, ile
chciałam.
Nemezis już na samym starcie zyskuje, jeśli chodzi o
odbiór postaci, ze względu na to, że nie jest człowiekiem, a musi go udawać. Ale
na tym nie kończą się jej zalety. Nemezis nie jest męczącą główną bohaterką, a
wręcz przeciwnie: jest bardzo złożoną i skomplikowaną postacią. Jedną z zalet
książki zdecydowanie jest możliwość oglądania, jak z każdą stroną bohaterka
ewoluuje, radzi sobie z przeciwnościami losu, jak przezwycięża, a może właśnie
odnajduje swoją prawdziwą naturę. Jedyne do czego bym się przyczepiła, to fakt,
że momentami Nemezis bardzo denerwowała mnie podejmowanymi decyzjami, a raczej
ich gwałtowną zmianą. Raczej nie powiedziałabym, że jest ona bardzo
konsekwentną postacią: upartą tak, ale niezdecydowaną.
Bardzo
dobrym dla niej kompanem okazuje się wręcz naturalnie następca tronu, czyli
Tyrus, który również jest bardzo ciekawą postacią, którą od początku polubiłam
i miałam pewne wątpliwości, kim jest naprawdę. Ta para zdecydowanie wysuwa się
na sam przód wśród bohaterów pod względem złożoności, tajemniczości i
oryginalności, zdecydowana większość pozostałych bohaterów raczej zlewa się w
zbiorowisko zepsutych arystokratów. Warto jednak wspomnieć o babce Tyrusa,
Cygnie, która może nie jest najmilszą osobą w całej książce, ale zdecydowanie
dodaje historii rumieńców.
Jeśli mam powiedzieć, co najbardziej podobało mi się
w „Diabolice”, to oprócz ewolucji głównej bohaterki zdecydowanie byłby to wątek
romantyczny, który w końcu nie jest nachalny, oklepany i wzięty nie wiadomo
skąd. Rozwój relacji między bohaterami jest poprowadzony bardzo rozważnie, a
jednocześnie ciekawie. Nie znajduję tu żadnych większych dziur w fabule, które
psułyby odbiór tego wątku, wszystko tworzy logiczną całość- nawet zwrot akcji
pod koniec książki, który bardzo mnie zaskoczył, a jednocześnie zadowolił. Co
prawda samiuteńka końcówka książki rozczarowała mnie swoją cukierkowością, ale
mogę to autorce wybaczyć, jeśli tylko zakończenie ma prowadzić do totalnego
chaosu w drugiej części.
„Diabolika” zdecydowanie ma w sobie elementy, które
mogą zagwarantować jej sukces. Mamy tu ciekawych, charakternych głównych
bohaterów, oryginalny świat, będący połączeniem futurystycznej wizji i
średniowiecznego zacofania, wartką, ale nie przetłaczającą akcję, przyjemny
wątek romantyczny, a jednocześnie dużą ilość intryg, spisków i brutalności. Pozostaje
tylko czytać i liczyć na to, że kolejne części będą co najmniej tak dobre, jak
otwarcie trylogii.
Za przedpremierowy egzemplarz recenzencki bardzo
dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)