12:00

Z tabletem przez hiperprzestrzeń... przedpremierowo: Amie Kaufman, Meagan Spooner "W sercu światła"


Tytuł: „W sercu światła”
Autorki: Amie Kaufman, Meagan Spooner
Liczba stron: 372
Wydawca: Moondrive

                Nadszedł czas na pożegnanie się z serią Starbound. Ostatnia piękna okładka, ostatnia dwójka bohaterów, ostatnia próba walki przeciwko LaRoux Industries, ostatnia historia miłosna między gwiazdami. Ale czy ostatnia również pod względem „fajności” z całej trylogii? Ja już wyrobiłam swoje zdanie, Wy będziecie mogli zrobić to już 11 stycznia. Ten dzień zapowiada się ekscytująco dla duszy i niestety rujnująco dla portfela- tyle wspaniałych premier i już w styczniu wszystkie postanowienia o oszczędzaniu na książkach szlag trafi!


                Jedyne, czego pragnie Sofia to zemścić się na korporacji LaRoux Industries, której działania zabrały jej ojca. Swoim sprytem i niezwykłymi umiejętnościami przekonywania ludzi do siebie w ciągu roku znalazła się dosłownie kilka kroków od swojego celu. Gideon, niezwykle utalentowany haker również ma za co nienawidzić Roderica LaRoux. Mimo że oboje nie mogą sobie zaufać, razem spróbują doprowadzić swoje plany do końca, które tylko pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego.




                „W sercu światła” to ostateczna rozgrywka, ostatni akt historii, którą mogliśmy śledzić przez poprzednie dwie części i który od początku zapowiada brawurowy koniec. I tak jak zwykle powieść zaczyna z przytupem i jeszcze większym rozmachem, wrzucając dwoje nieznajomych w sam środek intryg i spisków. Akcja prze do przodu i prze tak bardzo, że punkt kulminacyjny, którego spodziewałam się na koniec książki, zastałam mniej więcej po środku. Trzeba przyznać, byłam zaskoczona i to bardzo, więc o autorkach nie można powiedzieć tego, że są przewidywalne. Niestety po tej kulminacji dalsza część bardzo spowalnia, tylko sprawiając wrażenie intensywnej i brawurowej. Tak naprawdę druga część książki aż do kolejnej kulminacji zlała mi się w całość kolejnych pościgów, szukania kryjówek i kłótni między bohaterami. Nie minęło dużo czasu, a z tego kawałka „W sercu światła” pamiętam może dwa istotniejsze dla fabuły, a przez to ciekawsze momenty. Gdzieś Spooner i Kaufman się zagalopowały i zgubiły w czasoprzestrzeni, trafiając w okolice The Walking Dead, a natłok „głównych bohaterów”- razem czy osobno- niekoniecznie w tym pomagał.

                Małe zastrzeżenia miałabym też co do zakończenia książki, a przez to całej serii. Nie twierdzę, że było złe: ostatnie rozdziały to znowu mnóstwo akcji, nieprzewidywalności i zaskoczeń. Mam tu na myśli raczej to ostateczne zakończenie. Z jednej strony cieszę się, że autorki nie poszalały i nie musiałam być na nie zła za różne radykalne rozwiązania, z drugiej jednak strony koniec serii Starbound jest bardzo… słodki, szczęśliwy i cudowny. Po książkach, które nie raz zaskoczyły i które naprawdę potrafiły zainteresować, trzymać w napięciu i angażować czytelnika, oczekiwałabym mniej zachowawczego zakończenia, mniej „happily ever after”. Chyba gdzieś w głębi liczyłam na to, że martwienie się losem bohaterów będzie totalnie na miejscu.

Kaufman i Spooner po raz kolejny dają nam bohaterów, których się kocha. Gideona pokochałam jeszcze zanim zaczęłam czytać drugi tom i bardzo się cieszę, że się nie zawiodłam na tej postaci. W książce ujął mnie już swoim pierwszym wystąpieniem, gdzie leżał sobie pod holograficznym drzewem i puszczał oczko do głównej bohaterki. Co prawda zbyt łatwo udało mi się odgadnąć jego pierwszą tajemnicę, natomiast kompletnie zaskoczył mnie przy drugim podejściu. Natomiast jeśli chodzi o Sofię, to mamy zaszczyt poznać ją już w drugim tomie. W „W spojrzeniu wroga” bardzo spodobała mi się z charakteru. Cieszę się, że nie jest to kolejna dama w opałach, choć na taką się kreuje. Uwielbiam ją jako „cichą rzekę”, jej umiejętność perswazji, jednania sobie ludzi, wręcz manipulowania nimi, którą sprytnie chowa za psimi oczkami i miną zagubionej dziewczynki. Z drugiej strony oboje stale kryją się za maskami, nie tylko przed sobą nawzajem, ale tez w pewnym stopniu przed czytelnikiem i samym sobą. W intencje tych postaci naprawdę można uwierzyć. I mimo że Sofia i Gideon dostali najmniej czasu na scenie z całej szóstki, mogą śmiało walczyć u mnie z Lilac i Taverem o tytuł ulubieńców.

Jeśli chodzi o bohaterów pobocznych (przecież od dwóch tomów jest ich już trochę więcej niż główny duet), to zwróciłabym uwagę na Roderica LaRoux. Okazało się, że bardzo lubię te postać. Nie jest tak jednowymiarowa, tylko „zła i niedobra”, jak mogłoby się wydawać. O reszcie, szczerze, nie ma co mówić. Momentami nowe twarze są tak szybko wprowadzane do fabuły i nagle okazuje się, że gdzieś już się przewinęły, że mogą się mieszać, a w ostateczności sprowadzone są do jednej prymitywnej i bardzo krótkiej roli.

                Jeśli chodzi o szepty, to niestety „troszku” się zawiodłam. W „W sercu światła” ujawnione jest dużo więcej informacji o tych stworzeniach, między innymi dzięki wstawkom przed rozdziałami, których narratorem/-ami są właśnie szepty, ale dalej jest to dość zagmatwane Zwłaszcza że większość istotnych informacji to gdybania naukowców, którzy cośtam usłyszeli, cośtam sobie dopowiedzieli i już, a same szepty raczej nie tłumaczą czytelnikowi, czym dokładnie są i „jak działają”, lecz co przeżyły i czuły w trakcie lat niewoli. Przedstawienie świata w całej serii Starbound jest cudowne, pełne detali na temat kolonizacji nowych planet, związków między poszczególnymi częściami wszechświata i ich mieszkańcami, jednak oczekiwałabym więcej informacji o rzeczach tak istotnych dla fabuły i tak nieznanych dla naszego realnego świata. Czepiam się, ale zależało mi, żeby ten konkretny wątek był genialny. Sam pomysł jest świetny, popracowałabym trochę nad jego przedstawieniem.

                Jak już wspomniałam uwielbiam to, jak trzy pozornie różne historie osadzone w jednym uniwersum tworzą spójną całość. Każda z tych książek to zupełnie inny klimat: „W ramionach gwiazd” to historia o przetrwaniu, „W spojrzeniu wroga” to konflikty polityczne i społeczne, trochę historia wojenna, a „W sercu światła” to przede wszystkim zemsta, ale bardzo mocno okraszona nowinkami technologicznymi i światem wirtualnym- taka cyberwojna. Tak naprawdę jest to ciąg wydarzeń, którego elementy splatają się ze sobą niczym węzeł gordyjski. Szalałam z radości i podziwu, kiedy okazało się, że nie tylko wspólny świat czy wspólny wróg łączy bohaterów. Oni sami nawzajem się łączą. A poznając źródło tego połączenia, to, jak i dlaczego ta szóstka jest TĄ szóstką, zwala z nóg i zaskakuje.

                „W sercu światła” to godny następca poprzednich tomów, jak i zakończenie serii. Bardzo szkoda jest mi rozstawać się z tym światem, który jest jeszcze pełen możliwości. Dlatego już niedługo zamierzam po raz pierwszy zmierzyć się z lekturą po angielsku i sięgnąć po nowelkę z tego uniwersum. (link do darmowego ebooka). Amie Kaufman i Meagan Spooner stworzyły coś, z czym jeszcze się nie spotkałam. Tym większe brawa za wytrwałość we wspólnym pisaniu. Jeśli tak wyglądają ich kompromisy, to dla mnie mogą pisać tylko w duecie. Nawet jeśli takich żołnierzy, rebeliantów, hakerów i bogatych panienek spotkamy w literaturze bardzo dużo, tworzą oni bardzo oryginalną i przyciągającą całość. Chciałabym, żeby cała seria cieszyła się co najmniej taką samą popularnością, jak pierwszy tom. I muszę wspomnieć o jeszcze jednym, być może malutkim, nieważnym szczególiku. Często narzeka się na tłumaczenia tytułów na polski. Składam pokłony i biję brawo dla ludzi, którzy tłumaczyli wszystkie tytuły z serii Starbound. Idealny przykład na to, że da się nawiązać do oryginalnych tytułów, a jednocześnie przekazać treść książki. To jak opisują perypetie poszczególnych bohaterów, jest po prostu godne podziwu i podziękowań.

                 

Podziękowania należą się też oczywiście Wydawnictwu Otwarte, które wydało tę serię, a także udostępniło mi ją przedpremierowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)