Tytuł: „Czerwone jak
krew”
Autorka: Salla Simukka
Liczba stron: 251
Wydawca: YA!
Jeśli chodzi o kryminały, to w żadnym wypadku nie
mogę mówić, że jestem jakimś ekspertem i smakoszem. Szczerze mówiąc jeszcze
kilka lat temu prawdopodobnie nie spojrzałabym na książki z tego gatunku. Ale
pojawiła się Rowling ze swoim Cormoranem Strikem, później przyszła faza na
„Sherlocka”. „Czerwone jak krew” wydaje się być idealne dla mnie, osoby nie
znającej klasyków gatunku, i vice versa, jako kompletny laik prawdopodobnie
należę do tej grupy czytelników, którzy mogą opisać całość takim
subiektywno-obiektywnym okiem.
Lummiki stara się nie istnieć dla innych, być
niewidoczna wśród uczniów liceum artystycznego, jak i wszystkich mieszkańców
fińskiego miasteczka Tampere. Traf chce, że na początku mroźnego marca
dziewczyna nie z własnej woli zostaje wplątana w aferę z lokalną policją, gangami
narkotykowymi, rosyjską mafią i torbą pełną zakrwawionych pieniędzy na czele.
Jak, się spodziewałam: książka prawdopodobnie nie
spodoba się koneserom kryminałów. Nawet mnie trochę rozczarowała. Ale można się
było tego spodziewać, choćby po grubości książki. Taka ilość stron nie pozwala
na jakiś specjalny rozwój wydarzeń, dawkowanie emocji z delikatnego zasiania
strachu i zainteresowania, poprzez stopniowy wzrost napięcia, na wciskającym w
siedzenie punkcie kulminacyjnym kończąc. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jest
to kryminał dla młodzieży, nie można uznawać tego tylko za minus. Historia
wciąga, trzyma w napięciu, ale przy tym nie męczy. Tajemnicy typu „kto zabił”
praktycznie nie ma, od razu przechodzimy do momentu, gdy staramy się odtworzyć
bieg wydarzeń i udowodnić winę. Mimo wszystko brakuje tu detali, budowania
całej akcji, stopniowania emocji, przez co całość wydaje się taka niepełna,
płytka.
Zawsze docenię to, że książki przenoszą czytelnika w
inny klimat, zwłaszcza jeśli jest to Skandynawia, którą z niewiadomych powodów
darzę wyjątkową sympatią. Warto czasami wyściubić nos z tak dobrze znanej nam
Ameryki albo ciasnych deszczowych uliczek Londynu. A połączenie mroźnej
Finlandii, rosyjskich bandziorów i kryminału tym bardziej zapunktowało.
Do Lummiki zapałałam dziwną sympatią. W sumie nie
różni się od bohaterek typowych młodzieżówek: lekki odludek wśród rówieśników,
nie za bogata, nie za biedna, szara myszka, której niewidzialność nie
przeszkadza. Ale Lummiki, oprócz oryginalnego imienia, które nie wiadomo z
jakiego powodu zostało jej nadane, ma w sobie coś intrygującego. Coś
z tak bardzo lubianego Holmesa, a jej talent do rozpoznawania zapachów
przypomina Grenouille z „Pachnidła”. A przy okazji nie zatraca swojej natury
nastolatki, przez co nie raz zaskakuje swoimi szalonymi, niekoniecznie
przemyślanymi decyzjami.
„Czerwone jak krew” to bardzo dobry pomysł na
rozpoczęcie przygody z kryminałem dla ludzi, którzy nigdy nie mieli styczności
z tym gatunkiem. Innych powieść może niestety zawieść. Mnie trochę zawiodła:
historia jest niepełna, nie tworzy „bogatej atmosfery”, która pochłonęłaby
czytelnika w całości. Mam jednak
nadzieję, że „Czerwone jak krew” jest dopiero wstępem do kolejnych części, w
których zostanie dopowiedziane to, czego zabrakło w pierwszej części. Początek
jest zachęcający, zobaczymy, jak wszystko potoczy się dalej.
Ja tam byłam zachwycona tym tomem i całą serią. Historia Lumikki i to jakie tajemnice i dlaczego kryje jest niesamowita. A sprawa, przy której "pracowała" w tym przypadku jest tylko dodatkiem :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejne tomy też mnie nie zawiodą, a akcja się rozkręci. Tak to jest z pierwszymi tomami, że często są przede wszystkim wstępem do lepszej kontynuacji. :)
Usuń