15:56

Philippa Gregory "Złoto głupców"


Tytuł: „Złoto głupców”
Autorka: Philippa Gregory
Liczba stron: 340
Wydawca: Egmont

                To już trzecia część „Zakonu ciemności”, która została wydana i którą przeczytałam najszybciej, jak tylko mogłam. Co prawda zajęła mi trochę więcej czasu niż poprzednie części, ale przyznajmy- w święta trzeba dzielić czas na czytanie, jedzenie i spanie.
                Piątka bohaterów wyrusza do Wenecji, by tam zbadać tajemnicę idealnych monet, złotych nobli, które zalały rynek i wyparły inne skarby. Luca ma sprawdzić, czy monety nie są fałszywe, a w razie potrzeby znaleźć sprawcę całego zamieszania. Tymczasem Wenecją rządzi karnawał- czas zabawy i rozpusty. Młodzi bohaterowie stają przed pokusą, a jednocześnie szansą poznania swoich uczuć i związanych z nimi konsekwencji.

                Szczerze mówiąc, boję się, że „Zakon Ciemności” darzę tak dużym sentymentem, że nie potrafię ocenić go obiektywnie. „Odmieniec” był pierwszym egzemplarzem recenzenckim, jaki dostałam, a że mi się podobał, cała machina ruszyła z kopyta. Jednak patrząc z perspektywy czasu, zauważam, że zachwyt może być tylko chwilowy. Owszem, bardzo lubię całą serię i z pewnością będę czekać na kolejne tomy, jednak napięcie towarzyszące kolejnym częściom w ogóle nie wzrasta, a może nawet nieznacznie maleje.


                Nie mogę powiedzieć, że „Złoto głupców” mi się nie podobało. Historia zawarta w książce jest interesująca i mam nadzieję, że zapowiada jeszcze większe zaskoczenie w kolejnych tomach. Nie ukrywam, że bardzo zainteresowała mnie sprawa alchemików i kamienia filozoficznego (Potterhead się we mnie znowu odzywa) i byłam bardzo ciekawa, jak to wszystko zostanie wyjaśnione. Jak widać wystarczy mi odrobina magii, żeby mnie kupić. Okazało się jednak, że Philippa Gregory nie zamierza nic wyjaśniać na temat alchemii, a przynajmniej nie w tej chwili. Trochę mnie to zasmuciło, bo lubię na koniec książki poznawać wszystkie tajemnice, zwłaszcza że nie zanosi się na to, byśmy o alchemikach i złocie głupców usłyszeli w następnych częściach. Niemniej jednak bardzo zainteresowały mnie eksperymenty przeprowadzane w powieści, nie tylko te związane z produkcją złota, ale też inne, które jednocześnie przerażają i intrygują. Nadal mam jednak mikroskopijną nadzieję, że akurat te wątki zostaną w pewien sposób kontynuowane w następnych częściach, gdyż mają w sobie potencjał, który szkoda byłoby zmarnować.


                Sama zagadka związana ze złotem nie była poprowadzona zbyt dobrze. Wydaje mi się, że poprzednie dochodzenia były napisane ciekawiej, a ich zakończenie, mimo że brak było brawurowych ucieczek i pościgów, trzymało w napięciu i było w miarę jasne. Całe dochodzenie niestety opiera się tu głównie na czekaniu na statek z towarami i spekulowaniu o wartości nobli. Wszystko to sprawiło, że tak naprawdę główny wątek powieści okazał się tłem do pomniejszych, które jednak spełniają swoje zadanie, ubarwiają historię i wypełniają miejsce w książce nie byle jaką treścią. Jest trochę napięcia, kilka efektownych scen z Iszrak (jakżeby inaczej- jest ona chyba jedyną postacią „z jajami"), wyjątkowo zaskakująca scena z bratem Piotrem i końcówka, która stawia pod znakiem zapytania m.in. intencje przełożonego Luki. Gregory serwuje dodatkowo wątek młodego inkwizytora i jego ojca, który rozwija się na pewno inaczej, niż bym to sobie wyobraziła. I bardzo dobrze, bo ile można z tą przewidywalnością w książkach?


                Kolejna część „Zakonu Ciemności” nie mogła się obejść bez wątku miłosnego. Mimo że niby wszystko poszło po mojej myśli, wydaje mi się, że Gregory poszła trochę na łatwiznę i ucięła gałąź powieści, która mogłaby być ciekawa i wprowadzić trochę więcej emocji. Mówię tu o trójkącie Izolda- Luca- Iszrak, który w „Złocie głupców” znowu staje się „odcinkiem”, parą punktów o współrzędnych: Izolda -Luca. Co prawda dochodzi do tego jeszcze madame Carintha, ale jest to postać, która została wykreowana raczej tylko po to, by wnieść trochę zamieszania i podenerwować czytelnika. I mimo że dość sztucznie wygląda gwałtowne rozbudzenie uczuć dwójki głównych bohaterów, którzy w jednej chwili porzucają swoje dotychczasowe przekonania, miło się czyta o tym, jak ich miłość rozkwita i czekam, co dalej z tego wyniknie.


                „Złoto głupców” może nie zrobiło na mnie ogromnego wrażenia, jednak książkę czytało mi się bardzo miło. Myślę, że trzecia część bardzo dobrze wpasowuje się w poprzednie dwie i trzyma ich poziom. Rewelacji może zbyt wielu nie było, być może dlatego, że po tych wszystkich moich „ochach” i „achach” na temat „Odmieńca” i „Krucjaty” liczyłam od Gregory na trochę więcej. Autorka zdecydowanie umie dozować informacje tak, by utrzymać czytelnika w niepewności, zwłaszcza jeśli chodzi o wątki przewijające się przez wszystkie części, nie tylko poszczególne sprawy. Niedomówienia, które pozostały po „Złocie głupców” sugerują dalszy rozwój wydarzeń, mam nadzieję, że pełen akcji i emocji. Wątpię, by Gregory popełniła taką gafę i nie pociągnęła ich dalej- byłoby to trochę nieprofesjonalne. Mogę powiedzieć, że nadal czekam z niecierpliwością na kolejne części. Co by się nie działo, zamierzam skończyć te serię. Na razie jest lepiej niż gorzej, choć życzyłabym sobie może ciut więcej emocji.
               


1 komentarz:

  1. Mam za sobą wszystkie trzy dotąd wydane części tej serii. Najbardziej podobał mi się tom pierwszy. Kolejne były już słabsze, choć nadal dobre i warte poznania. Jestem ciekawa, co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)