Tytuł: „Zakon Ciemności:
Krucjata”
Autor: Philippa Gregory
Liczba stron: 299
Wydawca: Egmont
Od
razu po odłożeniu pierwszej części „Zakonu Ciemności” (recenzja) wiedziałam, że
chcę nie tylko przeczytać, ale mieć na własność kolejne części. Z zakupem
jednak trochę zwlekałam, nie mówiąc już
o czytaniu. W końcu jednak nadszedł ten upragniony dzień, gdy na spokojnie
mogłam zasiąść do lektury.
Luca,
Freize, brat Piotr oraz Izolda i Iszrak szczęśliwym trafem mogą kontynuować
swoją podróż razem, z czego cieszą się wszyscy (może z wyjątkiem skryby). Podczas
postoju w jednej z nadmorskich wiosek cała piątka spotyka nietypową krucjatę
złożoną z setek- jeśli nie tysięcy- dzieci pod wodzą równie młodego i bardzo
charyzmatycznego przywódcy, szwajcarskiego pastuszka imieniem Johann. Chłopak
twierdzi, że niebawem nastąpi koniec świata, a jego zadaniem jest zaprowadzić
dzieci do Ziemi Świętej. Poza tym wie o rzeczach, o których mógł się dowiedzieć
jedynie od samego Boga. Luca postanawia zbadać całe przedsięwzięcie.
Philippa
Gregory po raz kolejny zdołała mnie zainteresować swoją historią. Tak jak było to
z pierwszym tomem „Zakonu Ciemności”, tak i „Krucjatę” pochłonęłam jednym
tchem. Co prawda sama sprawa, którą stara się rozwiązać Luca nie jest według
mnie tak dobra, jak w poprzedniej części, jednak są pewne wydarzenie, które trzymają w napięciu nawet bardziej, niż te w "Odmieńcu". Wydaje mi się też, że nie to
było głównym wątkiem. Owszem, było fascynujące, zwłaszcza że sprawa tak
naprawdę nie została do końca rozwikłana. O wiele bardziej zainteresował mnie
rozwój sytuacji między poszczególnymi postaciami. A tu już dzieje się naprawdę
dużo. Czytelnik jest świadkiem przede wszystkim rodzących się uczuć między
czwórką młodych bohaterów, a jest to tym bardziej ciekawe, że sytuacja nie jest
tak prosta, jak się wydawało pod koniec poprzedniego tomu. Jestem ciekawa, jak
to się wszystko skończy, mam już swoje plany i oczekiwania, więc zobaczymy, co
Gregory wymyśli dalej.
Poza
tym sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdyż dochodzą nam nowi bohaterowie,
którzy już zdążyli namieszać mi w głowie, a pojawili się w książce na krótko. Jest człowiek okrzyknięty największym
antychrystem na świecie, a który wydaje się mieć aż za duże powiązania z Iszrak i
Luką, a z drugiej strony mężczyzna postawiony wysoko w hierarchii Kościoła, przełożony
Luki i- zdaje się- dobry znajomy największego wroga Kościoła. Autorka w posłowiu zapewniła, że
obaj mężczyźni jeszcze nieźle dadzą się we znaki. Trzymam za słowo i czekam z niecierpliwością, bo
robi się naprawdę ciekawie. Może też dlatego, że w końcu dowiadujemy się czegoś
konkretniejszego o tytułowym Zakonie Ciemności- w „Krucjacie” jest o nim
zdecydowanie więcej mowy niż w „Odmieńcu”, gdzie został on potraktowany po
macoszemu. Poznajemy pewne struktury tej tajnej organizacji, zaczynamy mieć co prawda blade, ale jednak pojęcie o jej wielkości i zasięgu, jesteśmy wręcz świadkami pewnych rytuałów. Czyli nareszcie jakieś konkrety!
„Krucjata”
zdecydowanie trzyma poziom „Odmieńca”. Dla jednych to dobrze i im właśnie
polecam drugą część „Zakonu Ciemności”, dla innych będzie to powtórka z rozrywki i rozczarowanie,
jeśli pierwsza część się nie spodobała. Moja sympatia do wszystkich głównych
bohaterów wzrosła, więc nadal uwielbiam szczególnie Iszrak i Freize’a, choć
Luca i Izolda zapowiadają się równie interesująco. Kibicuję im wszystkim, bez względu
na to, jak ich losy się potoczą. Czekam na rozwój sytuacji z nowymi bohaterami,
jak i na kolejne przejawy końca świata (nieśmiało proszę o może tym razem trochę
lepsze niż te, dobrze?). Izolda i Iszrak nadal wpakowują się w kłopoty, w dodatku
niektóre ich zachowania nadal nie dają mi spokoju, więc czasem nie wiem, co o
nich sądzić i nabieram różnych podejrzeń. Mam nadzieję, że coś się jednak za tym kryje i szykuje się niezły
zwrot akcji. Nie daruję pani Gregory, jeśli jest to tylko fałszywy alarm.
Zakończenie „Krucjaty” jest równie nagłe co w pierwszej części, jednak
wybroniło się o wiele lepiej. Jak w „Odmieńcu” Gregory pozostawiła nas w pewnym
sensie półśnie- bo nie był to ani środek akcji, ani kompletne zakończenie,
które pozwala wszystko sobie poukładać i ochłonąć, tak „Krucjata” kończy się w
bardzo ciekawym momencie, pozostawia niedosyt i zapowiada o wiele więcej. Czekam na ciąg dalszy, który- mam nadzieję-
już niebawem (bo a) seria naprawdę ciekawa i b) głupio tak kończyć w połowie).
Przyznam, że świetnie czyta mi się twoje recenzje, a co do przeczytania książki to czas pokażę :)
OdpowiedzUsuń