13:46

Philippa Gregory "Krucjata"

Tytuł: „Zakon Ciemności: Krucjata”
Autor: Philippa Gregory
Liczba stron: 299
Wydawca: Egmont

                Od razu po odłożeniu pierwszej części „Zakonu Ciemności” (recenzja) wiedziałam, że chcę nie tylko przeczytać, ale mieć na własność kolejne części. Z zakupem jednak trochę zwlekałam,  nie mówiąc już o czytaniu. W końcu jednak nadszedł ten upragniony dzień, gdy na spokojnie mogłam zasiąść do lektury.


                Luca, Freize, brat Piotr oraz Izolda i Iszrak szczęśliwym trafem mogą kontynuować swoją podróż razem, z czego cieszą się wszyscy (może z wyjątkiem skryby). Podczas postoju w jednej z nadmorskich wiosek cała piątka spotyka nietypową krucjatę złożoną z setek- jeśli nie tysięcy- dzieci pod wodzą równie młodego i bardzo charyzmatycznego przywódcy, szwajcarskiego pastuszka imieniem Johann. Chłopak twierdzi, że niebawem nastąpi koniec świata, a jego zadaniem jest zaprowadzić dzieci do Ziemi Świętej. Poza tym wie o rzeczach, o których mógł się dowiedzieć jedynie od samego Boga. Luca postanawia zbadać całe przedsięwzięcie.

                Philippa Gregory po raz kolejny zdołała mnie zainteresować swoją historią. Tak jak było to z pierwszym tomem „Zakonu Ciemności”, tak i „Krucjatę” pochłonęłam jednym tchem. Co prawda sama sprawa, którą stara się rozwiązać Luca nie jest według mnie tak dobra, jak w poprzedniej części, jednak są pewne wydarzenie, które trzymają w napięciu nawet bardziej, niż te w "Odmieńcu". Wydaje mi się też, że nie to było głównym wątkiem. Owszem, było fascynujące, zwłaszcza że sprawa tak naprawdę nie została do końca rozwikłana. O wiele bardziej zainteresował mnie rozwój sytuacji między poszczególnymi postaciami. A tu już dzieje się naprawdę dużo. Czytelnik jest świadkiem przede wszystkim rodzących się uczuć między czwórką młodych bohaterów, a jest to tym bardziej ciekawe, że sytuacja nie jest tak prosta, jak się wydawało pod koniec poprzedniego tomu. Jestem ciekawa, jak to się wszystko skończy, mam już swoje plany i oczekiwania, więc zobaczymy, co Gregory wymyśli dalej.


                Poza tym sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdyż dochodzą nam nowi bohaterowie, którzy już zdążyli namieszać mi w głowie, a pojawili się w książce na krótko. Jest człowiek okrzyknięty największym antychrystem na świecie, a który wydaje się mieć aż za duże powiązania z Iszrak i Luką, a z drugiej strony mężczyzna postawiony wysoko w hierarchii Kościoła, przełożony Luki i- zdaje się- dobry znajomy największego wroga Kościoła. Autorka w posłowiu zapewniła, że obaj mężczyźni jeszcze nieźle dadzą się we znaki. Trzymam za słowo i czekam z niecierpliwością, bo robi się naprawdę ciekawie. Może też dlatego, że w końcu dowiadujemy się czegoś konkretniejszego o tytułowym Zakonie Ciemności- w „Krucjacie” jest o nim zdecydowanie więcej mowy niż w „Odmieńcu”, gdzie został on potraktowany po macoszemu. Poznajemy pewne struktury tej tajnej organizacji, zaczynamy mieć co prawda blade, ale jednak pojęcie o jej wielkości i zasięgu, jesteśmy wręcz świadkami pewnych rytuałów. Czyli nareszcie jakieś konkrety!



                „Krucjata” zdecydowanie trzyma poziom „Odmieńca”. Dla jednych to dobrze i im właśnie polecam drugą część „Zakonu Ciemności”, dla innych będzie to powtórka z rozrywki i rozczarowanie, jeśli pierwsza część się nie spodobała. Moja sympatia do wszystkich głównych bohaterów wzrosła, więc nadal uwielbiam szczególnie Iszrak i Freize’a, choć Luca i Izolda zapowiadają się równie interesująco. Kibicuję im wszystkim, bez względu na to, jak ich losy się potoczą. Czekam na rozwój sytuacji z nowymi bohaterami, jak i na kolejne przejawy końca świata (nieśmiało proszę o może tym razem trochę lepsze niż te, dobrze?). Izolda i Iszrak nadal wpakowują się w kłopoty, w dodatku niektóre ich zachowania nadal nie dają mi spokoju, więc czasem nie wiem, co o nich sądzić i nabieram różnych podejrzeń. Mam nadzieję, że coś się jednak za tym kryje i szykuje się niezły zwrot akcji. Nie daruję pani Gregory, jeśli jest to tylko fałszywy alarm. Zakończenie „Krucjaty” jest równie nagłe co w pierwszej części, jednak wybroniło się o wiele lepiej. Jak w „Odmieńcu” Gregory pozostawiła nas w pewnym sensie półśnie- bo nie był to ani środek akcji, ani kompletne zakończenie, które pozwala wszystko sobie poukładać i ochłonąć, tak „Krucjata” kończy się w bardzo ciekawym momencie, pozostawia niedosyt i zapowiada o wiele więcej.  Czekam na ciąg dalszy, który- mam nadzieję- już niebawem (bo a) seria naprawdę ciekawa i b) głupio tak kończyć w połowie).

1 komentarz:

  1. Przyznam, że świetnie czyta mi się twoje recenzje, a co do przeczytania książki to czas pokażę :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)