20:23

Heidi Hassenmüller "Niemy śmiech"

Tytuł: „Niemy śmiech”
Autorka: Heidi Hassenmüller
Liczba stron: 230
Wydawca: Ossolineum

                Książkę mam od paru dobrych lat, a mimo to przeczytałam ją dopiero raz. Dlatego, próbując wycisnąć z tych wakacji jak najwięcej, sięgnęłam po nią, by sprawdzić, czy mój gust zmienił się jakoś diametralnie.

                Ośmioletnia Antje jest bardzo zdolną i grzeczną dziewczynką. Nie sprawia żadnych problemów swojej matce, która dzięki temu może prawie cały czas poświęcić na swoją karierę fotomodelki. Pewnego dnia Antje przestaje mówić, a opinia lekarzy mówi jedno: zaburzenie nerwicowe. Leczenie wymaga czasu i uwagi, a Katherinie właśnie nadarzyła się okazja, by zasilić grono amerykańskich topmodelek i zaistnieć nie tylko w ojczystych Niemczech, ale i na całym świecie. Zostawia córkę u dziadka dziewczynki, a sama rusza na podbój show-biznesu. Od tej pory historie matki i córki biegną różnymi torami i tylko przypadek lub cud może je znów połączyć. Obie toczą wojnę w swoich światach: Antje przeciwko chorobie, strachowi i obcemu miejscu, a Katherina przeciw całemu brutalnemu światu modelingu, własnym słabościom, ambicjom i zahamowaniom, złudnemu poczuciu szczęścia i wyrzutom sumienia.

                 „Niemy śmiech” na pewno nie jest książką łatwą do czytania, o czym nawet napisano w komentarzu do wydania polskiego. Nie znaczy to jednak, że lektura jest katorgą i mimo moich nieco odmiennych upodobań, książkę tę zaliczam raczej do udanych. Czasem warto przeczytać coś poważniejszego. A tu powagi jest dużo: trudne tematy, refleksje, sporo psychologii, bo tak naprawdę głównym składnikiem powieści są monologi głównych bohaterek, przy czym przemyślenia małej Antje są chyba bardziej pokręcone i niezrozumiałe, ale przez to bardziej interesujące, a może nawet dojrzalsze niż jej matki. I mogę śmiało powiedzieć, że o wiele bardziej- zarówno za pierwszym razem, jak i teraz- podobały mi się bardziej te rozdziały dziejące się nie w Stanach u Katheriny, ale te w Niemczech u Antje i jej dziadka. Choć historia rozwijającej się w zawrotnym tempie kariery Katheriny jest również interesująca, brakuje jej trochę do perypetii małej. Może to dlatego, że świat modelingu nigdy mnie nie interesował i wydaje mi się bardzo płytki? Niemniej jednak historia przerażonej dziewczynki, które chce, a nie może mówić ma dla mnie o wiele głębszy przekaz, niż opowieść o wzlotach i upadkach w show-biznesie kobiety, która zostawia dziecko na drugim końcu świata i robi wszystko, dosłownie wszystko, by wynieść się na wyżyny kariery.


                Może też dlatego rozdziały poświęcone Katherinie dłużyły mi się o wiele bardziej, niż te o Antje, choć zarzut rozwleczonych rozdziałów tyczy się całej książki. Jest ich dziewiętnaście przy 230 stronach powieści i jest to jednak trochę dużo i ciężko było mi czasem przez nie przebrnąć. Zaczęłam się jednak zastanawiać, jak to jest, że czytałam książki obszerniejsze, z o wiele mniejszą czcionką, a podobną liczbą rozdziałów i mnie one nie nudziły? Zapewne to dzięki akcji, która rozwijała się może szybciej niż w „Niemym śmiechu”. O jakimś zawrotnym tempie nie ma tu w ogóle mowy, zwłaszcza w tej części z USA (znowu). U Antje możemy śledzić jej terapię, próby zbliżenia się do dziadka, którego prawie nie znała, nowe znajomości i dość zaskakujące zwroty akcji, a za wielką wodą u Katheriny? Na początku jest american dream, kolejne sukcesy, wizyty u pracodawcy i jakieś tabletki, przyjęcia i sława, a później wszystko się urywa i zostaje tylko rutynowa relacja z jednej sesji, wylegiwanie w parku, restauracji lub apartamencie i pogłębiająca się depresja. Nie muszę chyba mówić, że z każdą kolejną stroną, kolejnym kryzysem czasem aż odechciewa się tego czytać. Myślę, że jest to jednak bardzo trafne uczucie, zamierzone przez autorkę, która chciała wyraźnie pokazać, że kariera modelki nie jest tak kolorowa, jak niektórym się wydaje. Mogę jednak zapewnić każdego, kto sięgnie po książkę, że pod koniec nawet wątek Katheriny nabierze jakiegoś tempa, a lektura rozdziałów poświęconych atrakcyjnej modelce nie pójdzie na marne. Choć nie zmienia to faktu, że historia Antje była dla mnie o wiele bardziej interesująca, przejmująca, a akacja toczyła się o wiele żwawiej.


                Lektura „Niemego śmiechu” nie jest na pewno stratą czasu, zwłaszcza dla ludzi, którzy lubią czytać o trudnych tematach. Sama na razie nie spotkałam się z inną tego typu książką, która opowiada właśnie nie o problemach nastolatków z biednych lub bogatych rodzin, ale historię małej dziewczynki i jej matki, które mają zgoła inne problemy. Zagłębienie się w dziecięcą psychikę wydaje się być miłą odmianą od czytania przemyśleń licealistów czy studentów, o których książek jest multum. Aż można się zdziwić, jak rozumuje małe dziecko, przypomnieć sobie, jak my rozumowaliśmy kilka lub kilkanaście lat temu. Czasami wydaje mi się, że książki o dzieciach w wieku przedszkolnym traktowane są teraz przez młodzież jak takie literackie bękarty. I nie przypadkowo użyłam takiego porównania, a zrozumie je każdy, kto przeczyta książkę. Tym bardziej powieść zyskuje na oryginalności i atrakcyjności, mimo że na pierwszy rzut oka jest powieścią jedną z wielu.  Nie jest to jednak książka tylko i wyłącznie dla młodzieży, co zaznaczono też w posłowiu. Lektura powieści przez rodziców mogłaby im otworzyć oczy na rzeczy, których oni może nie dostrzegają, ale ich dzieci widzą bardzo wyraźnie. Dlatego starsi czytelnicy też nie powinni się do niej szybko zrażać. I mimo że książka nie pała wielkim optymizmem, nie jest smutna. W końcu mówi o rzeczach prawdziwych i najważniejszych: o myślach, uczuciach, czynach kłamstwach, a przede wszystkim o miłości. Polecam i zachęcam do czytania wszystkich, którzy mają do tej powieści dostęp, gdyż wiem, że może być problem z jej zdobyciem, bo nawet trudno znaleźć ją do kupienia w internecie. ;) A tych, którzy nie mają jej pod ręką, a są nią zainteresowani, zachęcam do poszukiwań. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)