20:41

Oscar Wilde "Portret Doriana Graya"

Tytuł: „Portret Doriana Graya”
Autor: Oscar Wilde
Liczba stron: 306
Wydawca: W.A.B

O „Portrecie Doriana Graya” dowiedziałam się przez przypadek. Przeglądając dobre kilka lat temu Demotywatory czy inną śmieszną stronę, wyskoczyła mi reklama nowego filmu, który właśnie miał wejść do kin. Ciekawa grafika i interesujący opis skusił mnie, by poszukać więcej informacji. I tak trafiłam na Wikipedię, a dokładniej na stronę poświęconą powieści Wilde’a. Przeczytałam streszczenie i zachciało mi się jechać właśnie na ten film, zwłaszcza że akurat organizowano nam wycieczkę szkolną. Na „Doriana Graya” jednak nie pozwolili nam iść, co w sumie wyszło nam na dobre i zaowocowało tym, że „Incepcję” mogę oglądać za każdym razem, gdy leci w telewizji. Gray jednak mnie nie opuszczał i z uwagą rozglądałam się za okazją, by przeczytać książkę i obejrzeć film. Było ich kilka, ale zawsze coś stawało naprzeciw. Aż do tego roku, gdy koleżanka zaskoczyła mnie informacją, że „Portret Doriana Graya” ma w domu, a tym większe zaskoczenie było wtedy, gdy dzień później przyniosła mi ją do szkoły. Pozostało mi tylko zacząć lekturę.

                Dorian Gray jest młodym i wyjątkowo przystojnym mężczyzną. Dla wybitnego malarza Bazylego Hallwarda staje się on inspiracją i zostaje poproszony o pozowanie do jego nowego, prawdopodobnie największego do tej pory dzieła. W trakcie pracy nad portretem Dorian poznaje Lorda Henryka- mężczyznę o dość oryginalnych przekonaniach i wyjątkowej charyzmie. To właśnie on uświadamia chłopakowi, że jego uroda jest jego jedynym atutem i kluczem do sukcesu, jednak z czasem zostanie jej pozbawiony, a przez to bezwartościowy dla świata. Pod wpływem słów lorda Dorian wypowiada życzenie, żeby to jego podobizna na portrecie się starzała i nosiła wszelkie znaki upływającego czasu, a jego prawdziwa postać pozostała nietknięta. O dziwo życzenie się spełnia, a na obrazie da się dostrzec zmiany- nie tylko jednak wynikające z upływu czasu, ale też namacalny obraz duszy Doriana i skutki jego czynów.


                Mój odbiór książki może być lekko wypaczony czasem, przez jaki czekałam na to, bym w końcu mogła ją przeczytać. Obawiam się, że tym razem powieści wyszło to bardziej na złe niż na dobre. Przez te cztery lata moje oczekiwania i wyobrażenia na jej temat stale rosły, przez co trochę się zawiodłam. Mogę wyjść na jakąś sadystkę czy osobę szaloną i psychiczną, ale w całej historii o zepsuciu młodego człowieka, materializmie, o człowieku przedmiotowo traktującym innych, wykorzystującym ich, wręcz kryminaliście, zabrakło mi tego zła. Moje wrażenia i zarzuty mogę porównać do tych z „Pachnidła”. Zabrakło mi ohydnych, odstręczających, brutalnych opisów, bardziej namacalnych przejawów okrucieństwa i upadku Doriana. Serce mi podskakiwało za każdym razem, gdy zbliżał się znaczący moment w historii bohatera, jednak zwykle kończyło się na małym rozczarowaniu. Momenty, które trzymały mnie w napięciu od początku do końca tak, że nie mogłam przestać czytać, da się policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli chodzi o napięcie towarzyszące czytaniu i zaskakujące fragmenty jest trochę słabo. Osobiście wolałabym trochę więcej mocy.


                Nie mogę jednak przez to skreślać książki. Po lekturze kilku powieści z tego okresu mogę zauważyć pewne podobieństwa. Zarówno w „Studium w szkarłacie” Doyla, jak i we wspomnianym „Pachnidle” rzeczywiście zbrodnie też nie są tak chętnie ukazywane bezpośrednio, a fabuła jest trochę ugładzona i zmiękczona. O wiele częściej znajduje się opisy zdarzeń z perspektywy świadków, w formie niedokładnych opowieści, które nie skupiają się na realistycznym i szczegółowym opisie, a prędzej na oddaniu towarzyszących emocji. Zauważyłam też skłonności do refleksji, bardzo głębokie wejście w psychikę bohaterów, ich pobudki, emocje, wyznawane wartości. Tak jest też w „Portrecie Doriana Graya”, gdzie opisów przemyśleń bohaterów można znaleźć naprawdę dużo. Nie są to też tylko i wyłącznie typowe refleksje, ale nastawienie do życia i priorytety można dostrzec w wyjątkowo rozbudowany opisach ich zajęć, rutyn, zainteresowań itd. I mimo że czasem długie na kilka stron opisy kolekcji klejnotów czy materiałów Doriana mogą nużyć i wloką się niemiłosiernie, dodają głębi całej opowieści.


                „Portret Doriana Graya” jest już klasykiem, dlatego nie żałuję, że go przeczytałam. Tym bardziej, że powieść chodziła za mną od lat i w końcu mogłam skonfrontować moje oczekiwania z rzeczywistością. To, że troszkę się zawiodłam, to zupełnie inna sprawa. Mimo braku piorunującego wrażenia nie mówię jej „nie” i mam zamiar dać jej drugą szansę w przyszłości, jak i nadal zabieram się za ekranizację. Od razu czuć, że powieść nie ma kilku, a nawet kilkunastu lat, ale to właśnie nadaje jej pewnej niezwykłości, magii, jakiejś elegancji. Poza tym w ciekawy, alegoryczny sposób przekazuje pewne ponadczasowe racje, które każdy może znaleźć bez problemu. Czy chciałabym mieć książkę na własność? Zdecydowanie tak, między innymi dla wspaniałej, mrocznej okładki, jak i dlatego, by następnym razem nie szukać jej po wszystkich znajomych. Klasykę warto znać, a przynajmniej spróbować poznać. Osobiście chciałabym przeczytać nowszą wersję tej historii, napisaną we współczesnym stylu i porównać, jak powieść zmieniała się na przestrzeni wieków. 

2 komentarze:

  1. Zostałeś/aś wybrany/a do LBA!

    http://blizszysercu-fotografia.blogspot.com/2014/11/know-how.html

    OdpowiedzUsuń
  2. To jedna z moich ulubionych książek! Ja mogą przygodę z nią zaczęłam od filmu, ale za pierwszym razem nie udało mi się obejrzeć go w całości, dałam radę dopiero za drugim. Jeśli w książce zabrakło mocy to odnajdziesz ją w filmie, przynajmniej częściowo. Ale film generalnie nie zebrał dobrych recenzji.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)