Tytuł: „Pachnidło.
Historia pewnego mordercy”
Autor: Patrick Süskind
Liczba stron: 253
Wydawca: Świat Książki
Ile razy słyszałam, jak ludzie mówią, że kochają
zapach książek: starych, nowych albo wszystkich. Rozumiem ich bardzo dobrze,
sama tak mam. Lubię wąchać książki. Nowe pachną świeżą farbą drukarską, czasem
dziwnym, chemicznym zapachem, który nie wszystkim może się podobać. Starsze
książki pachną swoją wiekowością, białe, żółte lub pożółkłe kartki- każda ma
swój piękny aromat. Nie zdziwię się, gdy po przeczytaniu „Pachnidła” dużo się
zmieni.
XVIII- wieczny Paryż- jedno z największych i
najobrzydliwszych miast współczesnego świata. To właśnie tu, wśród rybich
szczątek przychodzi na świat Jan Baptysta Grenouille, który później ma zasłynąć
jako jeden z najwybitniejszych i najbardziej odrażających złoczyńców, jakich
kiedykolwiek świat nosił. Chłopak jest bowiem wyjątkowy z wielu względów. Ma
samozaparcie i wolę życia jak nikt inny, a przez to, że nigdy nie zaznał
miłości czy współczucia, jest wyzuty z wszelkich uczuć. Od początku był
dziwakiem, jednak genialnym dziwakiem. Grenouille jest bowiem pozbawiony
gruczołów zapachowych. Natura obdarzyła go za to wyjątkowo wrażliwym węchem,
najlepszym nosem Europy, a nawet świata. Grenouille dochodzi do wniosku, że
jego życiowym celem jest wytworzenie najpiękniejszych perfum, jakie mogą
kiedykolwiek istnieć. Perfum, które pozwoliłyby mu dosłownie zawładnąć całym
światem, by udowodnić swój geniusz, przykryty niewyględną postawą i całkowitym
brakiem zapachu.
Pierwszy raz o „Pachnidle” słyszałam od koleżanki,
która próbowała mi w skrócie opowiedzieć o filmie, który oglądała na języku
polskim, gdy ja byłam akurat nieobecna. Im więcej mówiła, tym bardziej byłam
skołowana i zniesmaczona. Od tamtej pory jeszcze kilka razy usłyszałam o
filmie, a po jakimś czasie nawet natknęłam się na niego w telewizji. Obejrzałam
kilka scen i praktycznie od tamtej pory zaczęłam poważnie interesować się
zarówno filmem, jak i książkowym pierwowzorem, a gdy dostałam książkę, z marszu
przeczytałam chyba dwa rozdziały. I mimo że na półce czekało na mnie tyle
innych książek, w ferie zdecydowałam się przeczytać właśnie „Pachnidło”. Muszę
przyznać, że pod żadnym względem nie można powiedzieć o książce, że jest zła i
nie żałuję wyboru, ale też trochę więcej się po niej spodziewałam.
Powieść jest tak skonstruowana, że trudno polubić
cokolwiek ze świata w niej przedstawionego. Paryż od początku nazywany jest
najobrzydliwszym miejscem na ziemi, akcja rozpoczyna się zaś w centrum tego
cuchnącego miasta. Cała akcja toczy się przede wszystkim w śmierdzących
zaułkach pełnych przeróżnych patologii, niewyobrażalnie cuchnących rynsztokach,
stosach zgniłych ryb i dołach garbarskich lub dzikich, niezamieszkałych
szczytach gór i wąskich jaskiniach, w których panują warunki nie tyle
nieludzkie, co po prostu wrogie wszelkiemu stworzeniu. Zarówno bohaterowie
wymienieni z imienia i nazwiska, jak i wszelkie gromadne pospólstwo, nie
wspominając już o głównym bohaterze- żadna z postaci nie jest godna sympatii
czy choćby współczucia czytelnika. Są tak skonstruowane, a narracja tak
poprowadzona, że po prostu nie da się ich nie nienawidzić. Jedynym w miarę pozytywnym
uczuciem może być tylko ciekawość, co spotka te wszystkie ludzkie potwory.
Postacią pozytywną nie jest ani matka głównego bohatera, ani żadna jego mamka i
opiekunka, ani jego nauczyciele i pracodawcy, ani księża, władze, szlachta,
pospólstwo czy mieszczaństwo. Süskind zaserwował nam najobrzydliwsze miejsce na
świecie, pełne brudu, smrodu i chorób, zamieszkałe przez ludzi totalnie zepsutych
i zgniłych, jak otoczenie, w którym mieszkają. Cała ta brzydota nadaje jednak
wspaniały klimat- wspaniały, bo idealnie dobrany do historii, której jest tłem.
Jedynym pięknym aspektem świata w książce jest świat zapachów. Co prawda
dominuje w nim zapach garbowanej skóry, odpadków, łajna i wszechobecnej
śmierci, to pomiędzy tym wszystkim wraz z bohaterami podróżujemy po świecie
aromatów najpiękniejszych pachnideł. Praktycznie cała książka opowiadana, a
przez to odbierana jest tylko przez pryzmat zapachów. Próżno szukać długich
wywodów na temat wyglądu danej osoby czy miejsca. Opis ten zamieniony jest na
opis zapachów, jakie tam panują. Czytając „Pachnidło” trudno będzie wszystko
sobie wyobrazić, polegając tylko i wyłącznie na tym, co można zobaczyć. O wiele
bardziej efektywnym i stosowniejszym jest poddanie się wspomnieniom związanym z
węchem. Sama się przyłapałam na tym, że podczas tych niewielu przerw, jakie
robiłam sobie podczas lektury, zaczynałam wąchać nie tylko książki, ale
wszystko, co wzięłam do rąk: głównie leki na przeziębienie oraz łyżeczkę i
kubek do herbaty. Ale myślę, że przy czytaniu o ciągłym węszeniu, takie
zachowanie jest normalne, jak normalne jest to, że ziewanie jest zaraźliwe.
Jak na książkę o mordercy, ilość morderstwa w morderstwie
mnie zawiodła, a nie jestem fanką takich tematów. Na przeszło dwa tuziny
morderstw, czytelnik uczestniczy jedynie w dwóch. Cóż, dla mnie te statystyki
były rozczarowujące. Zamiast tego głębiej wnikamy w przemyślenia zarówno
Grenouille’a, jak i innych bohaterów, które oczywiście nie są nieciekawe, wręcz
przeciwnie. Bardzo przystępnie ukazują wszelkie pobudki postaci, wszystkie
zbrodnie, przekręty i grzeszki, jakich dopuścili się w całym swoim życiu, a
także ich stosunek do innych. Jednak nawet najbarwniejsze wywody o
złowieszczych czynach nie zastąpią wartkiej akcji, która mrozi krew w żyłach.
Nie mówię, że książka jest nieciekawa. Od samego początku historia naszego
perfumiarza jest bardzo intrygująca. Bardzo lekko czytało mi się, kiedy
Grenouille węszył po całym Paryżu, jak uczył się perfumiarskiego fachu, jak z
każdym krokiem zbliżał się do upragnionego celu. Opowieści a składnikach
pachnideł, wszystkie procesy tworzenia perfum i innych kosmetyków- to wszystko
jest bardzo interesujące i w wyjątkowo przystępny sposób podane. Jak
wspomniałam wewnętrzne przeżycia Jana Baptysty nie są katorgą, ale już czytanie
o tym, jak przez siedem lat leżał i spał w jaskini nie jest szczytem moich
marzeń. Dlatego z ulgą przyjęłam fakt, że Grenouille wraca do żywych. Od tego momentu
akcja rozwija się już bardzo szybko, zawarte jest tu całe sedno „Pachnidła”.
Szkoda, że tak po macoszemu potraktowany został wątek zabójstw- jedno lub dwa
więcej i byłabym w pełni zadowolona. Wychodzi ze mnie sadystka, ale czekałam na
krew! Nie mogę natomiast narzekać na zakończenie. Od samego początku wiedziałam
i będzie wiedział każdy, kto sięgnie po książkę, jak się skończy cała historia.
Takiego obrotu sprawy spodziewałam się… i jednocześnie nie spodziewałam. Warto
przeczytać książkę tylko dla zakończenia, które według mnie jest co najmniej
genialne.
W tej chwili nie pozostaje mi nic innego, jak tylko
obejrzeć w całości film. I nieważne czy będę musiała czekać na okazję tydzień,
miesiąc, czy też pół roku, jestem chętna i zdecydowana. Do „Pachnidła” wrócę na
pewno, a tymczasem polecam wszystkim. Klasykę warto znać, a akurat ta klasyka
jest godna uwagi.
Trochę się boję tej książki :D Ale kiedyś pewnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuń