21:13

„Cierpienia młodego Wertera” cierpieniami polskiego ucznia?

Tytuł: „Cierpienia młodego Wertera”
Autor: Johann Wolfgang Goethe
Liczba stron: 109
Wydawca: Greg

Przeczytałam tę książkę tylko dlatego, że była ona opracowywana w tamtym roku, a ja nie chciałam mieć zaległości na polskim od samego początku. Poświęciłam więc cały pierwszy weekend szkolnego września na tę krótką, ale jakże ciężką lekturę. Gdybym mogła sięgnąć po nią tylko z przyjemności, na pewno bym się nie zdecydowała i patrząc na to z obecnej perspektywy, nie żałowałabym. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że dzięki temu, że jakoś książkę przemęczyłam, zarobiłam na starcie kilka dobrych ocen.

Werter jest młodzieńcem, typowym romantykiem, który po dość niefortunnym., tajemniczym romansie, przenosi się do niejakiego Wahlheim, skąd relacjonuje nawet najbłahsze wydarzenia swojemu przyjacielowi Wilhelmowi. Typowy samotnik, pasjonata natury, poezji i sztuki pewnego dnia poznaje Lottę, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Niestety dziewczyna jest zaręczona z innym, pewnym Albertem, który wyjechał załatwić jakieś sprawy. Werter od samego początku jest na straconej pozycji, mimo to każdą wolną chwilę spędza z Lottą i jej rodzeństwem. Nawet wtedy, gdy Albert wraca do narzeczonej, bohater nie odstępuje swojej ukochanej na krok i coraz bardziej się w niej zadurza. Wkrótce jego uczucie zaczyna doprowadzać go do nieuchronnej klęski.


Książkę dosłownie zmęczyłam w dwa dni, ale na pewno nie byłoby tak, gdyby nie presja czasu. Lektura polegała jedynie na tym, by móc później powiedzieć bez kłamania, że ją przeczytałam. O czytaniu ze zrozumieniem nie było tutaj raczej mowy, choć oczywiście ogólne przesłanie i zarys sytuacji w pamięci utkwił. Wywodów Wertera nawet nie trzeba próbować zrozumieć, bo według mnie jest to co najmniej bardzo, BARDZO trudne, wszystkie jego refleksje dotyczące życia i śmierci, miłości i nienawiści wloką się jak flaki z olejem, a zaszyfrowane nazwiska bohaterów (którzy w ogóle nie są tu potrzebni, bo wszystko kręci się wokół Wertera i jego Lotty)  i miejsc wcale nie ułatwiają przebrnięcia przez całość (nie wiem jak Wy, ale mnie okropnie przeszkadzało latanie od fabuły do przypisów na dole strony i wyjaśnień na końcu książki, które i tak do niczego się nie przydają). Wszystko sprawia, że te banalne 100 stron staje się katorgą i prawdziwymi cierpieniami młodego Janka, Franka czy innego ucznia. Cóż, po raz kolejny lektura szkolna okazała się totalną klapą, podczas gdy wydaje mi się, że nie byłoby aż tak trudno znaleźć inną, ciekawszą książkę o podobnej tematyce, formie i wielkości.


Jeśli ktoś chce znaleźć coś do przeczytania dla zabicia czasu, ot z ciekawości i myśli o „Werterze” (czy ktoś taki w ogóle jest?)- kategorycznie odradzam. Nie jest to książka, która pozwoli na chwilę relaksu. Jedynym plusem, który idzie za przeczytaniem powieści jest to, że istnieją jakieś mikroskopijne szanse, że książka znajdzie się akurat na Waszym arkuszu maturalnym z języka polskiego. Albo jeśli gdy Wasz polonista uwielbia „Cierpienia…” i lektura pozwoli na zarobienie dobrej oceny lub dwóch lub chociaż ustrzeże przed niepożądaną kosą. 

6 komentarzy:

  1. raczej nie mój klimat ;D
    zapraszam do mnie ;)
    http://mybooksmylife.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z tobą,dla to tez była męczarnia,czytałam o wiele lepsze lektury

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam prośbę, mogłabyś polecić mojego bloga w swoim następnym poście? odwdzięczę się tym samym ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. też męczyłam tę lekturę .. podziwiam Cię ,że ogarnęłaś ją w dwa dni : ) mi zajęło to troszkę więcej czasu : )

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nowy rozdział :)
    http://mybooksmylife.blog.pl/
    Pozdrawiam
    C.C.Clouds ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przepadam za lekturami. "Cierpienia młodego Wertera" czytaliśmy tylko fragmentami, chociaż jestem w grupie rozszerzonej. Oczywiście niezbyt mi się podobała ta książka, chociaż głównego bohatera jestem w stanie nawet trochę zrozumieć :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)