20:17

Stephen Chbosky "Charlie"



Tytuł: „Charlie”
Autor: Stephen Chbosky
Liczba stron: 218
Wydawca: Wydawnictwo Remi Katarzyna Portnicka

                Na samym początku chcę bardzo podziękować mojemu koledze, dzięki któremu miałam okazję i wielką przyjemność przeczytać „Charliego”. Dzięki wielkie i czekam na kolejne książki, które mi polecisz i zechcesz poznać moją opinię. Jak na razie dobrze Ci idzie z trafianiem w mój gust.


                Książka czekała w szufladzie kilka dobrych tygodni. Niestety mam tendencję do zaczynania dziesięciu książek naraz. Dlatego „Charlie” musiał poczekać aż do Bożego Narodzenia, zanim uporałam się z pozoru lekką, w realu jednak strasznie ciężką i oporną książką. Zresztą, patrząc na okładkę i znajdujący się na niej opis, jakoś mnie nie zainteresowała. Czytałam kilka książek o problemach nastolatków i cóż, raczej większego wrażenia na mnie nie zrobiły. Dopiero gdy odwróciłam książkę i przeczytałam, że „Charlie” to nic innego, jak „The Perks Of Being A Wallflower”, pierwowzór filmu, w którym grają Nina Dobrev, Logan Lerman i ukochana przeze mnie Emma Watson, chciałam od razu porwać książkę i przeczytać ją, bez względu na wszystko. Swoją drogą, widać tu, jak nietrafne może być tłumaczenie obcojęzycznych tytułów. Choć nie dziwię się- oryginał jest trudny do przetłumaczenia, zwłaszcza przez „wallflower”- jedno słowo opisujące charakter, gdzie w języku polskim trzeba byłoby rozwinąć to do pełnego opisu. Imię głównego bohatera w tytule jest więc dość ostrożnym podejściem. Strach pomyśleć, jak wyglądałby dosłowne tłumaczenie tytułu: kolejna wtopa, jak np. z „Dirty Dancing”?

                O czym jest „Charlie”? Opis na okładce trafnie opisuje temat książki, jednak trafność a atrakcyjność nie idą w tym przypadku w parze. Według mnie nie zachęca on niczym. Wątpię, by ktoś, kto po prostu szuka czegoś w bibliotece lub księgarni do poczytania, z własnej woli sięgnąłby po coś takiego. Chyba, że jest fanem powieści o „narkotykach, seksie i akceptacji” albo czyta wszystko, co mu się nawinie, włącznie z książką telefoniczną. Przynajmniej ja, widząc taki patetyczny opis i zachętę, prędzej przemknęłabym wzrokiem dalej niż zatrzymała się akurat na tej pozycji.  „Charlie” rzeczywiście jest książką o perypetiach licealisty, który przeżył więcej niż niejeden dorosły, a czeka go jeszcze więcej. Powieść jest tak naprawdę zbiorem listów głównego bohatera do tajemniczego, obcego nawet samemu nadawcy przyjacielowi. I nie dość, że nie wiemy nic o adresacie, to jeszcze nie możemy być niczego pewni, co do Charliego. Tak naprawdę nie wiemy, czy chłopak nazywa się tak naprawdę, jesteśmy nawet bardziej pewni, że Charlie to tak naprawdę nie Charlie, niż na odwrót. Posuwając się dalej: nie możemy nawet w stu procentach powiedzieć, że Charlie jest chłopcem. Główny bohater bowiem już na samym wstępie powiadamia, że zmienia wszystkie dane osobowe, by „przyjaciel” nie zastanawiał się, kto do niego pisze, ale skupił się na tym, co pisze. Ot, musi po prostu komuś się zwierzyć, poczuć, że ktoś go słucha i rozumie. Aby jednak nie było to za bardzo pogmatwane, uznajmy, ze wszystkie informacje są prawdziwe.


                Charlie rozpoczyna naukę w liceum, czego bardzo się obawia. W nowej szkole nie zna nikogo, oprócz swojej starszej siostry z klasy maturalnej i dziewczyny, która teraz udaje, że go nie zna. Jego najlepszy i jedyny przyjaciel popełnił samobójstwo kilka miesięcy wcześniej. Charlie nie jest zwykłym chłopcem: jest bardzo wrażliwy, otwarcie mówi o swojej miłości do rodziców, starszego rodzeństwa i zmarłej ciotki, imprezy szkolne i mecze futbolu zbytnio go nie cieszą, lubi czytać, umie patrzeć na ludzi i ich zrozumieć. Jego empatia oraz traumy, jakie przeżył sprawiają, że Charlie odbywa regularne wizyty u psychiatry i miewa napady dziwnych i strasznych wspomnień. Chłopak, mimo swojego charakteru stara się „uczestniczyć” w życiu towarzyskim, co jednak za bardzo mu nie wychodzi. Wszystko zmienia się, gdy w liceum znajduje swoje pokrewne dusze: najpierw nauczyciela angielskiego, później- co najważniejsze- przyjaciół z maturalnej klasy: Patricka i jego przyrodnią siostrę Sam. To oni wprowadzają go w życie licealistów i sprawiają, że Charlie w końcu nie jest sam.


                 Książkę naprawdę czyta się lekko i szybko. Nic nie jest pisane na siłę (w porównaniu z tekstem na okładce). 218 stron mija szybko, jak z bicza strzelił. Z czasem różnica między czasem akcji a teraźniejszością przestaje przeszkadzać, przestaje się zwracać uwagę na daty na początku listów, kasety magnetofonowe i winyle stają się normalnością, a nie starym przeżytkiem czy okazem sprzed dekad i przestają dziwić. Język jest naprawdę prosty, czasem aż za prosty. W niektórych momentach miałam wrażenie, że czytam listy dziesięciolatka z tą różnicą, że jest on wyjątkowo obeznany w sprawach alkoholowo- narkotykowo- miłosnych. Prawdą jest, że w pewnych momentach styl pisania jest po prostu dziecinny i może to irytować. Chłopak ma w końcu szesnaście lat! Czasem nieświadomie uśmiechałam się pod nosem przy momentach typu: „i wtedy się rozpłakałem” przy całej szkole, kumplach itd. Zrzucam jednak winę na jego wyjątkową wrażliwość i- jak się okazuje- niezbyt szczęśliwe dzieciństwo. W sumie jest to też miła odmiana w dobie idealnych, napakowanych, twardych macho pozbawionych uczuć i kanalików łzowych. Chłopcy: płakać to nie wstyd!


                Żaden bohater nie jest tu idealny. I bardzo dobrze- nie ma ideałów na tym świecie. Patrick i Sam oraz reszta przyjaciół Charliego nie jest tym typem młodzieży, która wraca do domu przed wieczorynką, na imprezach popija soczek, po czym całkiem trzeźwi wracają do domu rowerkiem. Całkiem sporo imprezują, używają sobie alkoholu, papierosów, narkotyków, pakują się w chore związki. Nie są więc grzecznymi dziećmi. Nie można jednak powiedzieć o nich, że są postaciami negatywnymi, wręcz przeciwnie. W swej niedoskonałości są na pewno bardziej naturalni niż bohaterowie niektórych książek. Uwielbiam poczucie humoru Patricka, gadatliwość Mary Elizabeth i całą resztę.


                Niemal każdy bohater jest doświadczony przez życie. Każdy ma swoje problemy, traumatyczne wspomnienia, nie mówiąc oczywiście o pewnych nałogach. Niektórzy myślą, że takie nagromadzenie trudnych tematów i koszmarów jest przesadą itp. Nie uważam tak. Książka rzeczywiście porusza wiele niewygodnych tematów: papierosy, alkohol, narkotyki, homoseksualizm, aborcja, wszelkiego rodzaju patologie, brak akceptacji i odtrącenie przez otoczenie. Rzeczywiście, dużo tego jest. Tematy są jednak tak poruszone, że nie przerażają, jednocześnie nie tracąc swojej wagi. Prosto, zgrabnie i na temat, bez niepotrzebnych filozoficznych wywodów i pouczeń- tak, jak odbierać to zwykły nastolatek, który się z tym spotyka. Według mnie dobrze, że istnieje książka, która traktuje o wszystkich tematach- nawet tych trudnych- związanych z dorastaniem i życiem. Takie coś w rodzaju kompendium: powiedziane o wszystkim na tyle dużo, by się zapoznać, wyrobić wstępne zdanie i zachęcić do dalszych poszukiwań. Na pewno  nie jest to pisanie o wszystkim, czyli o niczym.


                Jeszcze jednym plusem książki, są wspomniane w niej powieści i utwory muzyczne. Kilka z nich mnie zainteresowało na tyle, że aż je sobie wygooglowałam. Zalecam zapoznanie się z piosenką przewodnią: The Smiths „Asleep”. Natomiast rozbroiło mnie tłumaczenie tytułu utworu Pink Floydów. „Kolejna cegła w murze”- mówi Wam to coś? ;)


                Mam nadzieję, że dane mi będzie jeszcze raz przeczytać „Charliego”. Polecam przeczytać:
- miłośnikom takiej literatury
- osobom, które obejrzały już adaptację
- osobom, które film dopiero zamierzają obejrzeć
i zapewne całej reszcie. Skali ocen nie stosuję, gdyż wątpię, bym mogła na dłuższą metę w miarę sprawiedliwie klasyfikować różne rzeczy. Mam nadzieję, że moja opinia jest na tyle wyraźna, że zachęci Was do zapoznania się z czymś. Lub wręcz przeciwnie. Chcę po prostu być fair w stosunku do tego, co recenzuję, a nawet stustopniowa skala by tego nie zapewniła.  

Z filmem już się zapoznałam, uwielbiam filmowego Patricka. Ezra jest świetny, nie wyobrażam sobie w tej roli już nikogo innego. O Emmie nie wspomnę- chyba zawsze będę ją lubić i według mnie świetnie odnalazła się w pozahermionowej roli. Logana widziałam po raz pierwszy, zaciekawił mnie i ostrzę sobie zęby na „Percy’ego Jacksona”. Jeśli film wejdzie do polskich kin, to na pewno się wybiorę. Na razie można się cieszyć wersją angielską, od 12 lutego na DVD I blu-ray. Oczekujcie bardziej dogłębnej recenzji filmu już niedługo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)