17:00

Miłość: przykry obowiązek czy niedoścignione marzenie? Alice Oseman „Loveless”

Tytuł: „Loveless”

Autorka: Alice Oseman

Liczba stron: 447

Wydawnictwo: Jaguar

Alice Oseman szturmem podbiła moje serce rok temu i właściwie cały czas trzyma mnie w szachu, gdzie z niecierpliwością czekam na kolejne rzeczy wychodzące z pod jej rąk. Na drugi sezon „Heartstoppera” przyszło czekać jeszcze do sierpnia, a kolejne odcinki komiksu mimo ogromu frajdy i emocji, jakie przynoszą (oj, dzieje się, dzieje!), są tylko małymi urywkami historii, która trzyma serca rzeszy czytelników. Ale nie samym „Heartstopperem” Oseman stoi, więc może jest to najlepszy czas, by nadrobić resztę jej twórczości.

W wyjeździe z rodzinnego miasta i rozpoczęciu studiów Georgia widzi szansę na zmianę swojego dotychczasowego życia, przede wszystkim tego romantycznego. Dziewczyna nigdy nie była w związku, ale jako ogromna romantyczka wierzy, że gdzieś czeka na nią płomienne uczucie. Mają jej w tym pomóc najbliżsi przyjaciele, a także nowa koleżanka, która w odróżnieniu od Georgii wydaje się być wręcz stworzona do nawiązywania nowych znajomości czy romansów. Gdy jednak kolejne starania spełzają na niczym, Georgia zaczyna się zastanawiać, czy miłość rzeczywiście jest jej pisana i czy w ogóle jest do niej zdolna.

„Loveless” to kolejna książka Oseman, która w prosty, ale nie bagatelizujący temat sposób, zabiera się za objaśnianie zwrotów dotyczących seksualności czy tożsamości płciowej. Wielki plus za podjęcie tematu, który mimo całej coraz większej świadomości i ogromnej pracy osób edukujących dalej nie jest „wyeksploatowany”, a często jest wręcz w dyskusji nieobecny, a przez to szczególnie ważny: aseksualność i aromantyczność nadal nie są znane, rozumiane i akceptowane, nierzadko także przez środowisko LGBTQ+, a zmuszanie do bycia w jakimkolwiek związku i stwarzanie presji do odczuwania jakiegokolwiek pociągu jest równie złe i krzywdzące jak oczekiwanie od wszystkich związków hetero.

               Odnalazłam w Georgii coś z siebie: przede wszystkim skrajny introwertyzm, nieśmiałość, a przez to trudności w nawiązywaniu i utrzymywaniu znajomości z jednoczesnym bardzo mocnym przywiązaniem do grupy bliskich osób, ale też miłość do popkultury i teatru/musicalu czy hobbystyczne przebywanie w samotności. Choć nie zawsze nasze przemyślenia były podobne, zdarzyły się momenty jej refleksji, które uderzyły mnie w twarz i ścisnęły za gardło, gdyż wydawało się, jakbym ze stron książki przemawiała sama do siebie. Te krótkie momenty będące dokładnym opisem mojego codziennego życia, a przede wszystkim oddane toczka w toczkę myśli, które od czasu do czasu mnie nachodzą, sprawiły, że momentami nie potrafiłam powstrzymać emocji. Czułam się wręcz wystawiona sama przed sobą na publiczny osąd, co wstrząsnęło mną bardziej, niż bym się spodziewała. Nie były to rzeczy wyjątkowo odkrywcze, ale dziwnym uczuciem jest spojrzeć zupełnie z zewnątrz na swoje cechy, nawet jeśli jest się ich w pełni świadomym.

               Momentami postać Georgii zachowuje się jednak zupełnie inaczej niż jest kreowana. Czy to brak konsekwencji, czy może Oseman właśnie idealnie odwzorowała charakter postaci? Georgia jest osobą, która nie akceptuje siebie w pełni i jest zdesperowana do zmian, przez co może zachowywać się zupełnie inaczej, niż wszystko by na to wskazywało: czy to przez magiczny przypływ pewności siebie, szczerą nienawiść do swoich słabości, czy też próbę wpasowania się w środowisko i chęć „zadowolenia” wszystkich wokół i „spełnienia ich oczekiwań”. Oseman w punkt pokazuje, że akceptacja samego siebie potrafi być bardzo trudna, być może trudniejsza niż akceptacja wobec innych. Choć na pierwszy rzut oka może to irytować i wyglądać na naiwny błąd osoby niewprawionej w pisanie postaci, to po dłuższym czasie jestem w stanie przymknąć na to oko. Mimo wszystko chciałabym widzieć w „Loveless” więcej konsekwencji.

Styl, który w „Heartstopperze” i powiązanych z komiksami nowelkach jest uroczy i przyjemny, mimo mojej całej sympatii przy dłuższej formie pokazał sporo braków. Nie chodzi wcale o to, żeby o trudnych sprawach mówić w trudny sposób, ale „Loveless” jest do bólu proste i ostatecznie  poza mocnymi przebłyskami  wypada dość płasko. Najgłębszymi momentami są przemyślenia Georgii na temat swojej orientacji i jej ogólnego spojrzenia na świat, ale dla osób siedzących w tym temacie, ukształtowanych i świadomych zarówno swojego ja, jak i różnic wśród ludzi, nie będzie to żadna nowość. Cała reszta to znikomo zarysowane tło, żeby akcja nie działa się w próżni. I choć wiem, że nie jest to główny wątek, chciałabym, żeby akcenty rozłożyć nieco inaczej i zwrócić większą uwagę na wątki poboczne, choćby przeszłość Rooney czy życie studenckie. Równie dobrze bohaterowie mogliby być w liceum, na wakacjach, gdziekolwiek: cały świat przedstawiony to seria pretekstów, które mają jako tako popchnąć akcję do przodu, której z kolei nie ma aż tak dużo, by sama w sobie była wartością w tej książce. Życia na kampusie tu właściwie brak, a miałam nadzieję na super połączenie historię w stylu coming of age i klimatu brytyjskiego uniwersytetu. Tło zawiera się jednak w kilku enigmatycznych opisach imprez i kilku słowach o właściwym studiowaniu. Monotonia życia Georgii jest opisana w nomen omen bardzo powtarzalny, wręcz nudny sposób: brak w nim detalu, za to raz po razie dostajemy wstawki o fanfikach czy Youtube, które po kolejnym powtórzeniu zaczynają po prostu denerwować. Czytanie przez główną bohaterkę fanfiction potrafi być wspomniane kilkukrotnie na jednej stronie, co ma dowieść, że Georgia jest beznadziejnym przypadkiem nerda i piwniczaka w spódnicy. Niestety książka tego wątku też nie rozwija, a aż prosi się o jakieś bardziej wyrafinowane oczko w stronę ludzi mocno siedzących w popkulturze: nie trzeba od razu serii nawiązań rodem z „Player One”, ale inside joke albo dwa sprawiłyby, że byłabym w stanie uwierzyć w Georgię jeszcze bardziej, również na tej mniej poważnej płaszczyźnie.

„Loveless” to właściwie pozbawiona warstwy symbolicznej przypowieść, gdzie kilkoro archetypicznych bohaterów i sztampowe, szeroko znane i rozumiane miejsce akcji są narzędziami do opowiedzenia historii z morałem. Jeśli takie było założenie, to książka świetnie je spełnia, jednak zabrakło mi wgłębienia się w ten świat i bohaterów: każdy z nich ma jedną-dwie oryginalne, czasami dziwaczne cechy  bądź zainteresowania i właściwie głównie tym ­– oraz swoją orientacją – są charakteryzowani. Momentami przypominało mi to sposób pisania postaci przez Johna Greena, który bardzo dobrze pisał charakterystycznych bohaterów, których zwykle cechowało właśnie jakieś nietypowe hobby. Jednak w zdecydowanej większości prędzej czy później wpadali oni w sidła bycia pixie dream girl. A po kilku książkach te quirky postacie tracą swój urok, gdyż właściwie tego po autorze zaczynamy się spodziewać. Niestety w przypadku „Loveless” sytuacja wygląda podobnie i nie kręciłabym nosem aż tak bardzo, gdyby miała to być jedynie lekka młodzieżówka opowiadająca o letniej przygodzie grupy nastolatków, którzy po drodze dowiadują się prawdy o samych sobie. Czuję lekki dysonans między wierzchem tej historii, a tymi krótkimi, ale mocnymi refleksyjnymi momentami. 

Po „Loveless” bardzo bałam się sięgnąć po wcześniejsze książki Alice Oseman, gdyż słyszałam, że właśnie najnowsza powieść wyróżnia się wśród nich rozwiniętym warsztatem osoby autorskiej. Jeśli teraz mam mieszane uczucia, to czego mam spodziewać się po debiutanckim „Solitaire”? Mimo wszystko twórczość Alice daje mi tyle frajdy i ciepła, że nieprędko skończę z nią przygodę: również dlatego, że odwala naprawdę kawał dobrej roboty, i to na wielu płaszczyznach: edukowaniu, wspieraniu środowiska LGBTQ+, ale również promowaniu czytelnictwa. Naprawdę trudno znaleźć książki tak wartościowe i jednocześnie dopasowane do młodego czytelnika, a Oseman bardzo dobrze zna swoich odbiorców i w niezwykle wyrafinowany i delikatny sposób potrafi opowiadać o rzeczach, które nierzadko są wykorzystywane jako kontrowersyjny chwyt marketingowy. „Loveless” tym właściwie powinna być: dobrą książką dla młodzieży. Czasami zapominam, że ja swoje licealne, a nawet uniwersyteckie lata mam już za sobą. A może po prostu desperacko próbuję udowodnić, że nie jestem jeszcze tak stara. Licealiści być może też się od tej książki odbiją, dlatego polecałabym tę książkę czytelnikom odrobinę młodszym od głównej bohaterki: na przełomie szkoły podstawowej i liceum. Widzę w niej ogromny potencjał, zwłaszcza jeśli dopiero wchodzi się w temat odkrywania siebie czy uczenia się o orientacji seksualnej i tożsamości płciowej. Ostatecznie jest to w charakterystyczny dla Oseman sposób książka pełna ciepła i uroku, pokazująca przede wszystkim, jak wspierać się nawzajem i na czym polega akceptacja. A przede wszystkim dająca nadzieję, że nieważne, co mogłoby się wydawać, nigdy nie jest się samemu. Przy tym świetnie łączy te ważne tematy z żartem. Były momenty, które trafiły do mnie, wywołały refleksję, a nawet wzruszyły. Brakowało mi tylko lepiej dopracowanej otoczki, która sprawiłaby, że kręgosłup tej historii nie byłby zostawiony sam sobie, by udźwignąć nie tylko kryzys egzystencjonalny Georgii, ale całą książkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)