20:09

Refleksje na spontanie- Panic! At The Disco „Y-O-U Don’t Want Me” oraz „California”


                Myślałam, że na jakiś czas Brendon Urie da mi spokój i twórczość Panic! At The Disco będę miała odhaczoną, a tu You Tube podrzuca mi jakieś dwie niewydane na „Viva Las Vengeance” piosenki. I może bym sobie odpuściła komentarz, ale „Y-O-U Don’t Want Me” oraz „California” natchnęły mnie do jakichś refleksji… takich na spontanie.

               Prosto z mostu: nie wiem, dlaczego akurat te dwie piosenki wypadły z podstawowej wersji płyty, bo uważam, że są jednymi z lepszych zaproponowanych przez Urie kawałków. Na „Viva Las Vengeance” [recenzja] znajdują się zdecydowanie gorsze, bardziej irytujące piosenki. Dlatego jeśli oba numery kiedyś pojawią się oficjalnie na Spotify, z czystym sumieniem dodam je na moją i tak już przeładowaną playlistę. Należy im się to, bo w porównaniu z pozostałymi piosenkami wręcz błyszczą, choć i one nie uniknęły pewnych powtarzanych zgrzytów.

               Zarówno w „Y-O-U Don’t Want Me”, a zwłaszcza przy „California” usłyszałam coś z „Panic! At The Disco kilka albumów wstecz. Zachowały one jednocześnie ten retro-musicalowy klimat „Viva Las Vengeance”. Warto jednak pamiętać, że właściwie od zawsze w piosenkach zespołu można było znaleźć taki nastrój. Zwłaszcza w późniejszych albumach- przede wszystkim przy wolniejszych, bardziej nastrojowych numerach- Urie nieraz przywodził mi na myśl twórczość Sinatry czy innego klasyka amerykańskiej muzyki, choćby w „Impossible Year”. Problemem w „Viva Las Vengeance” jest nie sama stylizacja, co przestylizowanie. Przy nowych piosenkach ten błąd jest odrobinę mniejszy.


               Przede wszystkim jednak w końcu usłyszałam jakieś doły! Dlatego tym bardziej żałuję, że akurat oba te kawałki wypadły przy selekcji. Nie jest jednak tak kolorowo, jakby być mogło. W obu tych piosenkach słychać, jak głos Brendona zmienia się w zależności od wysokości dźwięków, po jakie sięga. W naturalnych rejestrach brzmi ciepło i głęboko. Przy górach momentalnie jego wokal robi się zaciśnięty, płaski i przytłumiony: może właśnie dlatego „Viva Las Vengeance” brzmi, jakby ktoś nieumiejętnie poprzestawiał suwaczki i ściszył ścieżkę wokalu. Najważniejszym wnioskiem jest to, że skala Urie pozostaje imponująca, ale na dłuższą metę jego wokalnych popisów nie da się słuchać. Oczywiście w obu refrenach znów zmienia tonację i wędruje gdzieś na dźwiękowe góry, ale nie jest to już Mount Everest jak w kawałkach z albumu. Nie zabrakło również modulacji gdzieś pod koniec, które zwłaszcza w „Y-O-U Don’t Want Me” atakują znienacka, brzmią jakby wokaliście załamał się głos i po prostu przeradzają się w istny pisk. To by była tak przyjemna, chwytliwa piosenka, gdyby nie ta nagła, niezapowiedziana żadnym oddechem zmiana. Z kolei „California” ma dużo wyższe refreny, które po zmianie tonacji są jeszcze wyższe, nie obroniła się też przed niekoniecznie pasującym do całości gitarowym bridgem. Dlatego też cały czas waham się, która z piosenek podoba mi się bardziej: czy wolę naprawdę chwytliwy kawałek, który atakuje dziwnym zabiegiem psującym całość dosłownie na sam koniec, czy wolę coś bezpieczniejszego, w stylu nienajlepszego „Viva Las Vengeance”, co nie robi jednak takich przykrych niespodzianek? Mimo wszystko obie piosenki z łatwością prześcigają połowę propozycji z „Viva Las Vengeance”.

               Moje uczucia względem nowej twarzy Panic! At The Disco są nadal mieszane, choć może odrobinę cieplejsze niż trzy miesiące temu. „Y-O-U Don’t Want Me” i „California” są zupełnie niespodziewanymi, ale bardzo miłymi zaskoczeniami. Są powiewem świeżości z nutką czegoś, co znam z przeszłości, a czego zabrakło mi na ostatniej płycie. A może po prostu tak mocno zaklęłam rzeczywistość, że rzeczywiście osłuchałam się z „Viva Las Vengeance” na tyle, że mi zupełnie obrzydła i teraz każde nowe wydanie będzie czymś lepszym. Kto wie, może to nie jest taki zły pomysł na tworzenie muzyki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku!
Jeśli znalazłeś się aż tutaj, będziemy wdzięczni, jeśli wyrazisz swoje skromne zdanie. Our humble opinions jest w końcu "our". :)